Na wszelki wypadek

pomyślałem, że moglibyśmy spróbować być dla siebie mili.
przez jakiś czas, też nie zamierzam tego ciągnąć.
najpierw ty mnie, potem ja ciebie, na pełen etat, z pakietem zdrowotnym i karnetem na siłownię.
ale bez jabłek, kawy, za to z
ogólnodostępnym coachem i
spirytystą,
peruwiańczykiem.
i jak się okaże, że potrafimy być dla siebie pracodawcami, to może razem założymy centralę związkową, co o tym myślisz?
no, a potem to już chyba ślub, dziecko i poradnia zdrowia małżeńskiego.
jeśli zamieszkamy. tak, poradnia jest tuż za rogiem.
musisz jednak wiedzieć, że:
nie lubię księży, zupy PHO, haluksów,
spacerów i poprawności politycznej.
moje wady wymienię samodzielnie:
mam płaskostopie, nieprzekonujące pośladki, niską zdolność kredytową. i oszukałem cię już – jestem niższy. nie będę ci wierny, ale ty także nie wykluczasz, więc to chyba nie problem.
jeśli umrzesz pierwsza, nie będę płakał.
AHA, mam świetną polisę na życie, więc jeśli planujesz mnie zabić będziesz pierwszą podejrzaną.
czy ty w ogóle potrafisz zarabiać pieniądze?
UPS! no to trochę więcej niż ja.
nie, skąd, polisa nie będzie konieczna.


Tinder

o boże, nie! ale ta? może być. szkoda limitu. po prostu nie chcę.
za młoda. za mądra. za głupia. za słaba. biedna. zniszczona.
za gruba. ładna, ale nie będę chciał jej przelecieć.
ta urodzi niepełnosprawne dziecko.

co – JA – do ciężkiej tutaj robię?
usuwam linie papilarne z palca wskazującego prawej dłoni?
tylko dzisiaj:
560 przesunięć w lewo na godzinę. 231 przesunięć w prawo na godzinę.
ile amerykaniec na mnie właśnie zarobił?
przecież tu trzeba założyć Zjednoczony Związek Mimowolnych Pracowników Tindera!
AUITW – Amalgamated Union of Involuntary Tinder Workers! – dajemy się wykorzystywać napędzając koniunkturę w wielu branżach – korzystają z naszej pracy sklepy odzieżowe, kosmetyczki, fitness cluby, biura turystyczne, deweloperzy, wróżki, lekarze. wielkie nieba, ta lista nie będzie mieć końca! zatem, jako założyciel AUITW żądam – milczeć! tym razem ja mam rację! – właśnie, że żądam 20% rabatu na produkty i usługi w bezpośrednio powiązanych branżach!

a jak nie, to odchodzę. i tak nic tu po mnie.

dla większości kobiet nie jestem opcją pierwszego, drugiego, ani nawet trzeciego wyboru. w ostatnich latach nie zostałem ani razu wymieniony – bo któż chciałby stracić okazję, co nie? – nie mam im za złe. są, jakie są, każdy zasługuje na kogoś lepszego. ba! na o wiele lepszego! znacznie lepszego niż o wiele lepszego. wszyscy tutaj przypominamy garsonki wiszące w second handzie.

a ja sądzę!

Tokio, 49 – wszystko, co wiąże się z tą szmirą jest złe. będzie się bała. niemal wszystkiego.

Leo, 24 – o, lala, faceci w piórkowej mają dwa razy mniejsze bicepsy. coś w tym jest, właśnie dlatego muszę się spotkać z dziewczyną podnoszącą ciężary.

Nospa, 26 – matrona uczciwie uprzedza, że kurdupli nie bierze pod uwagę
– byłoby miło, gdybyś był wyższy – 2 centymetry nie zapewnia spodziewanej różnicy.
oboje nie lubimy ONS. jednak nie. wydaje mi się niedostosowana.

Ocean Eleven, 29 – sprytna, uczciwa, ale z poczuciem humoru – którego próbkę serwuje w kolejnym zdaniu – moje piersi wykarmią nawet dwójkę! – wątpię, dlatego
wracam do wcześniejszych walorów. więc jednak,
uczciwość i spryt nie są mile widziane u kobiet – partykuła „ale” na to wskazuje.

Juna, 45 – wzory na jej opuszczonych w trakcie siusiania
majtkach nie przekonują mnie. dominujący róż na pierwszym zdjęciu przechodzi
płynnie w czerń na kolejnym, ukazującym jej koszulkę z napisem:
dziewczyny mogą robić, co chcą – zgadzam się i odpowiadam:
w zasięgu ręki nie miałaś papieru.

Nomos, 33 – pomocny, uczuciowy, bystry i szczery – a ja się zastanawiam,
jaką będzie matką. nic z tego. na ostatnim zdjęciu pokazujesz mi środkowy palec.
źle reaguję na takie gesty, ale staram się zrozumieć. kto wie, dlaczego
nieliczenie się ze światem jest najlepszą strategią przetrwania?

Jemen, 21 – obleśne, różowe kabaretki niestety pozwalają dostrzec także biały lakier paznokci.
nosi plastikowe klapki z nadrukiem – FCK NZS – a więc tak wygląda studentka medycyny?

Rotha, 29 – bez związku z czymkolwiek napisałem: może wpadniesz? kupiłem mieszkanie tydzień temu, dlatego znajdziesz w nim tylko czajnik i filiżankę zostawioną przez malarzy.
zainstaluj sobie HAPPN – przy odrobinie szczęścia dowiesz się, gdzie mieszkam. mała podpowiedź. płyta chodnikowa,
pod którą zbiera się brudna woda, jest oddalona o 100 metrów od mojej klatki. p.s. myślę, że mógłbym.

Renate, 30 – doradca, coach – nie dziękuję!


Pech jak pech

siedząc w łodzi, na rozciętym siedzeniu w autobusie,
wiesz, że po ciebie nie zdążą już wrócić, że to ciebie przetnie,
posieka
machający nożem kowboj z osiedla.

kolejny i kolejny raz. powtarza się to. wiesz, że gdy lato się
skończy oni wyjadą do wielkich miast wchłaniać aromaty
kultury i nauki. już wiesz, że zazdrość to tylko zazdrość,
nie potrafi nawet
uśmierzyć bólu głowy.
wyjechali, więc
ty będziesz pilnować aut na niewielkim parkingu, by
czasem nie zaczęły się ganiać.

a ci, którzy jednak i mają i potrafią, i co jeszcze
bardziej niekorzystne, ci, którzy korzystają,
oni nie czuli zapachów twoich
współlokatorek i nie słyszeli okropnych kłamstw
lokatorów,
którzy przecież mieli rację. oczywiście, będąc kaczką
w locie, jedną ze stada, może udałoby ci się
wywinąć. istniała taka możliwość.
251 lat temu.
ale już
jej nie ma, bo jesteś ludzką małpą i właśnie
wsiadasz na pokład samolotu. nie spytasz przecież
stewardessy – eksjuzmi, przepraszam, hau meny parasziuts – sss – sziuts du ju hev?
– na pokładzie jest już trzydziestu czterech pasażerów, a ciągle
kilku zamierza polecieć tym samolotem – twarda obawa przenika ciało
może jednak nie tym razem?
tym. tam ta ra tam! – co? nie głupio ci ładować się do środka,
walczyć o miejsce i modlić się, by tabletka extraspasminy nie wywołała
niekontrolowanego beknięcia – przypominającego wybuch wulkanu.
kilkukrotnie z ust wyleciała ci wielka chmura
proszku. ale wtedy byłeś sam i nie darłeś się
– eksjuzmi, przepraszam, łer is maj parasziut? łer kan aj get it?


Pitą, pitą

biedny pitą, nadal nie mieszka w paryżu,
szwenda się po swojej zamroczonej mieścinie
i nawet nie ma własnego mieszkanka. widywany jest w
znoszonym serdaku odziedziczonym po babci. babcia
swatała kuny i posiadała cztery nioski.
przestronny butik z teatralnym oświetleniem
wymaga innych zalet. peti konard, nie znalazł dla siebie miejsca
nawet w trezjem arądismą.

i jak się czułeś idąc bulwar flądra? w żadnym z okien
nie widziałeś znajomej doniczki? w znajomej doniczce
starasz się wyhodować domowego melona.
grzesznik – emmanuel macron – nie rzucił ci drobniaków na kafe o le?
nie rzucił, bo tam nie mieszka.
za to odkryłem ze smutkiem, że le seizième arrondissement de paris
to areał pustostanów, w dni powszednie tylko boiska piłkarskie
świecą większymi pustkami.

o, peti konard! i gdzie będziesz odkrywał nuty lukrecji i siana
zaklęte w butelce wina? czasami da się w niej poczuć
pieczoną malinę, dasz wiarę? no, czy uwierzysz,
czy ty to w ogóle łapiesz, ogarniasz to chłopie?

putain, connard jeśli już. i nie chodzi mi o kompleksy.
w takim razie, o co?
dobrze się czułem w stolicy buffonów.
jak w niebie, albo nawet lepiej, jakbym spał w bułeczce,
brioche pieką wyborne. wiesz ile czułości
można odkryć w oczach meczetystów?
tych noszących mini bomby? tak, mają w oczach
figi, a ich usta są słone jak martwe morze.

o, peti konard! peti konard, ale ich bomby wybuchają
za rzadko!


Zbieg okoliczności

znaleziony został w pomieszczeniu gospodarczym, w szafce,
do której rzadko zagląda – och boże,
żebym nie skłamał, 9 miesięcy do niej
nic nie wkładałem – wprawdzie szybko wpadł w jego ręce,
ale jeszcze szybciej okazał się nieodpowiedni – worek Arriva BSN 1700
nie jest Arrivą BSN 2010,
choć jest do niego łudząco podobny.

obcinanie boków worka wydaje się zadaniem prostym,
nawet w obliczu fruwających kawałków,
które po odcięciu, zamiast opadać, unoszą się.

chwilę wcześniej. nim zaistniał problem przepełnionego
worka, sitko w zlewie zostało oczyszczone kilkoma
zdecydowanymi uderzeniami.
następnie należało je umieścić w odpływie, co zostało
wykonane, tyle że niezbyt starannie.

gdy worek w końcu zaczął pasować, a odkurzanie dobiegło końca,
filiżanka niestety nie została umyta.
przypadek? a, czy przez przypadek kawałek worka
wylądował obok sitka w zlewie, właściwie oparł się o niego,
nie spadł i nie zniknął w bezkresie rury?
czy doświadczając czegoś równie rzadkiego
jest sens zmywać filiżanki?

kawałek worka nie miał szans, a jednak znalazł
swoje miejsce w tym, jak widać, bardzo pedantycznym
wszechświecie. jakby cholernik był plemnikiem doskonale wiedzącym
dokąd i po co zmierza.
a nie był nim, nic na to nie wskazywało!

myślicie, że byłem równie zdeterminowany zostając
męską prostytutką? a skąd! miałem bilion
innych możliwości – mogłem zostać,
bo ja wiem, choćby prezenterem –
a jednak ten przysadzisty i ociężały
facet – ja we własnej osobie, nie do wiary! – okazał się
numerem 1 w naszej dzielnicy.
i nikogo innego nie chcą! dzwonią tylko
po ZWIERZAKA – bądź tak miły i przyjedź tutaj za kwadrans,
zapłacę podwójnie – no dobra, komu w drogę –
tym razem się nie spóźnię. naprawdę tym razem się
nie spóźnię, czekaj, za chwileczkę, słoneczko, ależ
oczywiście. będę. będę za minutkę.

Ian Kemp – Wiersze (vol.3)
QR code: Ian Kemp – Wiersze (vol.3)