Minęło ponad 800 lat od śmierci Rumiego, a słowa jego wciąż nas wzruszają, nadal inspirują ludzi z całego świata. Ale kim dokładnie był Rumi? Rumi był enigmatycznym perskim poetą w XIII wieku. Był również mistykiem i uważany za najbardziej znanego sufickiego nauczyciela wszechczasów. Jego twórczość zyskała popularność dzięki uniwersalnemu przesłaniu o pokoju, pragnieniu, miłości i pasji, czyli pisał o tych sprawach, które dotyczą człowieka odkąd człowiek stał się człowiekiem, od zarania dziejów ludzkości. Można powiedzieć za Eklezjastą nic nowego pod słońce, a jednak wiersze Rumiego są na tyle proste, że może je zrozumieć i poganiacz mułów w Indonezji  i dyrektor banku na Wall Street. Poezja jego jest ponadczasowe, a jego poglądy na życie, obserwacją życia wciąż obowiązują nawet w dzisiejszym świecie. Nie  tylko ja, jest nas wielu  pod wrażeniem genialnego umysłu Rumiego i zakochani w jego twórczości i opisywaniu życia.

Jego myśli, przemyślenia wciąż są nie tylko piękne, ale i mądre.

„Zignoruj ​​tych, którzy sprawiają, że czujesz lęk i smutek”.„To, czego szukasz, szuka ciebie”.„W samym sercu twojego serca zaczyna się życie – najpiękniejsze miejsce na ziemi”.„Kiedy uwolnisz się od tego, kim jesteś, staniesz się tym, kim możesz być”.„Wczoraj byłem przebiegły, więc chciałem zmienić świat. Dzisiaj jestem mądry, więc zmieniam się. ” 

Ucz się od Proroka alchemii: cokolwiek Bóg ci da, bądź zadowolony.
W tym samym momencie, w którym stajesz się zadowolony z bólu, otworzą się drzwi raju.
Jeśli posłaniec bólu serca przyjdzie do ciebie, obejmij go jak przyjaciela!
Okrucieństwo, które pochodzi od Ukochanego - obdarz go ciepłym przyjęciem!
Wtedy ból serca może zrzucić welon, spadnie słodki deszcz i bądź delikatnym i miłym.

Chwyć za zasłonę bólu serca, bo jest piękna, ale zwodnicza.
Na tej drodze ja jestem dziwkarzem, ja - ściągnąłem zasłonę z każdej pięknej twarzy.
Wszyscy wkładają brzydkie welony, abyście myśleli, że są smokami.
Ale mam dość mojego ducha - uwielbiam smoki! Jeśli masz dość swojego ducha, usłyszysz ich wołanie powitania!
Ból serca nigdy nie znajdzie mnie bez śmiechu - nazywam ten ból „lekarstwem”.
Nic nie jest bardziej błogosławione niż ból serca, ponieważ jego nagroda nie ma końca.
Jeśli nie pokażesz swojej męskości, nic nie znajdziesz. Będę milczał, żeby błąd nie wyskoczył z moich ust.

Divan-i Shams-i Tabrizi, wiersz 2675, z W. C. Chittick, „Ścieżka miłości Sufi: Nauki duchowe Rumiego” (State University of New York Press, 1983), s. 293-4.


Klient nasz pan

Dzień dobry, powiedział niewysoki jegomość, dość dobrze ubrany, o okrągłej twarzy z czerwonymi policzkami, w krawacie zupełnie niepasującym do koloru koszuli.

Dzień dobry – odpowiedziałem najuprzejmiej jak tylko umiałem, potrafiłem, mogłem się zdobyć. Uśmiechnąłem się, jakbym zobaczył może nie siódmy cud świata, ale pierwszy. Poznałem go od razu, był to inżynier budowlany gdzieś spod Białegostoku, który nie wiadomo, jakim cudem znalazł się w Chicago na emigracji ze swoimi rodzicami. Ojciec jego dawno już umarł, a on opiekował się swoją matką staruszką, emerytowaną nauczycielką polskich szkół sobotnio-niedzielnych rozsianych gdzieś po przedmieściach wielkiej metropolii chicagowskiej.

Klient rozejrzał się wokół, zrobił kilka kroków do przodu, zawahał się, dwa kroki do tyłu. Zwrócił się do mnie układając usta z takim nabożeństwem, jakby od tego, co teraz powie miały zależeć losy świata.

– Czy ma pan jakieś książki dla starszych kobiet? Zapytał. Wie pan, takie ładne rzeczy, bez wulgaryzmów i scen drastycznych, żadnej pornografii, tylko czysta niebiańska miłość dwojga młodych, naiwnych ludzi. Nabrał oddechu, zamrugał oczami, rozejrzał się raz jeszcze po księgarni, bez zaciągania się powietrzem kontynuował: potrzebuję takiej książki, w której będzie mowa o pocałunku, ale to ma być tak opisane, że czytający czuje żar całujących się na własnych ustach. Przy takiej książce trzeba trochę popłakać, ale wszystko musi się kończyć wiadomo jak – dobrze.  Raz jeszcze powtórzył słowo „wiadomo” i dalej mówił: prawdziwa miłość zawsze zwycięży, nawet gdyby całe piekło się sprzysięgło się przeciwko jej. Wie pan- popatrzył na mnie podejrzliwie – taka książka nie może być napisana stylem naukowym, jakim teraz pisze się podręczniki dla zdradzonych i porzuconych pań. Wyszukane słownictwo, słowa puste intelektualnie pustaki budowlane z definicjami z zaprawą wniosków, w których nie ma większej a właściwie żadnej treści, takie powieści nie potrzebuję. Moja mama wie, co jest dobre w literaturze. Przede wszystkim komunikatywność, sens i poprawność przestawionego rozumowania, jeżeli to jest, to i jasność czytanej książki czyni ją piękną. Rozumie pan, o czym mówię…?

Rozejrzałem się po księgarni niepewnie, jakbym pierwszy raz zobaczył ją na własne oczy. Niby moja księgarnia a nie moja. Książki dla starszych pań, raz jeszcze powtórzyłem sobie w duchu. Sprzedaję je od lat, ale nikt nie pytał się mnie czy dana książka ma sens czy nie, bo my księgarze patrzymy na książki poprzez kasę, albo się sprzedają albo nie sprzedają. Wiadomo, że te z wielkim sensem sprzedają się dużo gorzej od tych bez sensu, ale taki jest świat, tak go ktoś urządził, a ja skromny właściciel skromnej księgarni na południowej części robotniczego Chicago jestem po to, aby sprzedaż każdą książkę, która leży na półkach w mojej księgarni bez względu na to czy ona ma większy lub mniejszy sens, lub czy słowa w niej to pustaki intelektualne zrobione ze śmieci, które pochodzą wiadomo skąd, ze śmietnika intelektualnego lub czystego naturalnego marmuru, jednego z najpiękniejszych materiałów, który powstał gdzieś głęboko w twórcy w wysokiej temperaturze myśli i wysokim ciśnieniu uczuć. Rzeźbienie w takich słowach marmurowych to nie tylko przyjemność, ale i ogromna radość.

– Na pewno coś się znajdzie – powiedziałem już głośno i zdecydowanym krokiem wyszedłem zza lady, prosząc klienta, aby udał się za mną.

Dobrze Pan trafił, mówię, pięknie akcentując każdą sylabę. Właśnie trzy dni temu otrzymaliśmy nową lotniczą dostawę książek z Polski, prosto z hurtowni z Warszawy. A Pana interesuje powieść przedwojenna, powojenna, polskiego czy zagranicznego autora? Pytam klienta, sam się dziwiąc sobie, że umysł mam aż tak lotny i dociekliwy.

Będzie problem z wyborem, ciągnąłem dalej zupełnie nie patrząc na jegomościa, tylko po półkach. Mamy Fleszerową Muskat, mamy polskie przedwojenne szlagiery, ze dwadzieścia tytułów. Rodziewiczówną, Mniszkówną, Orzeszkowa, z zagranicznych mamy Przeminęło z wiatrem, Scarlet, Courths Mahlerowej też będzie ze dwadzieścia pięć tytułów, nie mówiąc o Barbarze Carthland, czy Saga o ludziach lodu, Margit Sandemo ze Skandynawi. Ale jest też teraz wysoko ceniona w Polsce Amerykanka Daniel Steel czy  Judith Krantz. Tych pań książki to najnowsze hity księgarskie w Polsce, kobiety uwielbiają je. A jeśli pańska mama lubi, choć o drobinę kryminały z chicagowskim akcentem, bo polecam panią pisarkę o polskim brzmiącym nazwisku Sara Paresky, wydawnictwo Amber ostatnio sporo jej książek wydało. Zniżyłem głos a nazwiska pisarzy sypały mi się z ust jak drobne z maszyny pokerowej.

Klient popatrzył na mnie jakoś pół przyjaźnie, a na ustach zakwitł mu tak piękny i czytelny uśmiech, że nie wiedząc, czemu zawstydziłem się jak panienka, czerwieniąc się nie tylko na policzkach, ale i na plecach. Odniosłem wrażenie, że to, co do niego mówiłem nie przemawiało, ani nie docierało, chociaż wydawało mi się, że mówiłem językiem łatwym, czyli nieskomplikowanym, bez jakiejś przesadnej fachowości, z dużą ilości treści, co nie jest łatwo, gdy się mówi o rzeczach, które chce się mimo wszystko sprzedać.

-Wie pan, co, odezwał się uprzejmie i protekcjonalnie, te książki, które pan wymienił, to moja mama ma w jednym paluszku. Wie pan, chodzi mi o jakieś dobre książki, miły łagodny klimat, historia jakieś miłości, najlepiej pisane przez naszą rodaczką. Kogoś, kto potrafi cierpieć i swoje cierpienia przelać na papier, z kimś można się identyfikować, ktoś to jadł bulkę z szynka polska i pił kwaśne mleko. Te zagraniczne bzdury to mama ogląda w telewizji dzień i noc, sam pan wiele ile chicagowska telewizja ma kanałów. Te polskie hity wydawane przez wydawnictwo Amber i setki innych wydawnictw to może być ciekawe dla Polaków w Polsce, w której dopiero, co zakończył się komunizm, choć są i tacy, co twierdzą, że jeszcze się nie skończył. To jest dobre dla Polaków, co nic nie widzieli na niczym się nie znają, dla nich zachodni świat to wielka sprawa. Już samo to, że z Zachodu już im wystarcza i jest gwarancją dobrej, jakości, czegoś nowego, ale dla nas mieszkających od dziesięcioleci w Chicago, czy Ameryce te polskie zachwyty na książkami pisanymi przez gospodynie domowe, albo panie z uniwersyteckim wykształceniem to żadna atrakcja. Proszę mi wierzyć, jest to tłumaczone językiem gorszym niż jest obecnie język polski mówiony tutaj na emigracji, o sprawach tak wymyślonych i nieistotnych, że szkoda na to czasu, aby to jeszcze czytać. Dla mojej mamy mieszkającej za granicą to jest płytkie, nie powiem, że głupie, w sumie te zachodnie książki są o niczym, pisane sztucznym językiem o sztucznym życiu.

Wie pan, mama lubi takie książki, gdzie są opisy przyrody, ludzie są wrażliwi i uczciwi, uprzejmi wobec siebie…Ale, żeby to zdramatyzować, to musi był jakiś konflikt klasowy, coś, co w człowieku narasta wraz z każdym paragrafem, coś, od czego trudno jest się oderwać, Polacy umieją o tym mówić, musi być jakaś przeszkoda w miłości, na początku wygląda to jak góra lodowa, ale czym bliżej końca to góra topnieje i topnieje, miłość ją kruszy i topi. Słowem książka musi być napisana z klasą, tak, że gdy człowiek czyta, to wszystko widzi jak na dłoni. Wie pan, o czym mówię? Powiedział to chyba do siebie, bo na mnie nawet nie spojrzał.

Po kilku zdaniach głos jego jakby nabrał barwy lipcowego miodu, zrobił się słodki, ironiczny wyraz jakieś dziwnej wyższości znikł z ust, zamieniając się w szczery, najżyczliwszy mi uśmiech. Jego oczy promieniowały przychylnością, a z twarzy emanowało ciepło. Przyglądałem się temu zjawisku w napięciu, czując się z sekundy na sekundę coraz to lepiej.

Nie wiem, kto by dla pańskiej mamy taką książkę dzisiaj napisał – odezwałem się szczerze zakłopotany tym, co od niego usłyszałem. Zrobiłem małą pauzę przerwy dodając: taką książkę musi napisać ktoś o ogromnej wrażliwości i wiedzy. A obecnie większość książek pisze się w stylu  byłam chora na raka i pisanie pomogło mi …. lub na tak zwaną sekretarkę, czyli nie tylko, co ślina na język przyniesie, ale o takich tam nieistotnych duperelach. Pan wie że, przeważnie taka sekretarka pisze o tym, że została na przykład wykorzystana i porzucona, oskarża o to cały świat i zamiast iść na terapię, to wyżywa się na papierze, to sprawia jej ulgę, pozwala zachować zdrowie psychiczne,  w ten sposób leczy się pisaniem. Nie ma w tym nic złego, nie  mam nic przeciwko temu, aby sekretarki czy gospodynie domowe w dzisiejszych czasach pisały książki, ale nie ma już piszących na przykład inżynierów czy lekarzy a o prawnikach czy prawdziwych podróżnikach nie wspomnę. Nie tak dawno nawet dzwonił do mnie nasz stały klient poeta Czesław Miłosz z Kalifornii z zapytaniem jak się sprzedają książki takich pisarze jak Rodziewiczówna czy Kraszewski, bo on gdzieś tam słyszał, że książki Rodziewiczówny obecnie w Polsce cieszą się wielkim powodzeniem i on chce się dowiedzieć czy w Chicago tj. w Ameryce też rodacy je kupują.

– Tak, tak, ma pan rację dzisiaj, nie tylko nie ma piszących lekarzy czy adwokatów, ale i czytających lekarzy i adwokatów, nie ma po prostu już polskiej inteligencji. Czy się pan ze mną zgodzi – zapytał się mnie znienacka, całkiem przemilczając osobę pana Miłosza?

– Muszę się z panem zgodzić nawet jeślibym tego nie chciał przez te wszystkie lata, nie widziałem w swoich księgarniach nigdy, ale to nigdy żadnego naszego polonijnego lekarza czy adwokata, ale gdy włączy pan polskie radio Chicago, od ich porad i reklam można zwariować, tak jest ich wiele. Od wypadków samochodowych po rozwody, od bólu brzucha po nietrzymanie moczu przez kobiety, lekarze mówią, radzą, ostrzegają przez 24 godziny na dobę, ale w księgarni ich pan nie zobaczy.

– I to dziwi pana- zapytał mnie się klient – po raz kolejny-.

– Mnie to nie dziwi proszę pana, odezwałem się szczerze. A może jakieś książki naszego noblisty by pańska mama chciała przeczytać. Jest też możliwość otrzymania od autora podpisu, autografu, a nawet skromnej dedykacji, jeśli mama by sobie zażyczyła. Pan Miłosz podpisze za darmo wystarczy tylko wysłać książkę z kopertą zwrotną i w tydzień książka będzie z powrotem w Chicago. Mam jego adres prywatny i nie ma sprawy, jeśli tylko państwo się zdecydujecie.

– Nie, nie chcemy książek pana Miłosza, nie tylko ze względu na jego język, pisze on przeważnie trudną prozę, o poezji nie wspomnę, pełną domysłów i skomplikowaną, wielopoziomową, nie wiadomo, dla kogo. Proszę pamiętać, że książki pisze się dla ludzi, a ludzie lubią jasne i proste słowa, jasność wywodu i komunikatywność. Taka książką powinna porwać czytelnika, zmusić go do tego, aby zapomniał o jedzeniu i spaniu, ona powinna zastąpić przyjemność spania i picia, zawładnąć człowiekiem zupełnie, olśnić go.

– Wie pan, co – odezwałem się nieswoim głosem. W tej chwili nie mamy takiego tytułu, ale może w przyszłości, kiedyś. Chociaż może Kraszewski, albo wciągnąłem powietrze, – któryś z romansów Harlequina? A mówiąc między nami, tak prywatnie, mógłby pan sam napisać taką książkę, stworzyć arcydzieło gatunku romansu, lepszego od francuskiego. Opowiada pan bardzo przekonywująco. Dlaczego po kolacji, mamie na dobranoc, nie opowie pan jakiejś historyjki tego typu? Sam pan musi przyznać, że dar narracji ma pan doskonały. Proszę zacząć opowiadać a pisanie samo przyjdzie.

– No właśnie przerwał mi klient, pan też coś piszesz. Słyszałem na radio.

– Od czasu do czasu, ale to tylko … poezja.

– Pisze pan?

– Piszę….

– Nie wiem gdzie to czytałem, czy słyszałem na radio, ale chyba coś pan wydał?

– Tak wydałem.

– A gdzie to można kupić?

– W księgarni.

– To chyba kupię, a co to jest?

– Poezja.

Aha, poezja, westchnął głęboko. Na poezji trzeba się znać, albo ją lubić, a ja się na jej nie znam, ani jej nie lubię. Nudne to, poeci myślą, że wszystkie rozumy pozjadali. Poza tym, kto w dzisiejszych czasach pisze poezję Albo ludzie starzy, albo młodzi, albo chorzy. Ale to, że pan pisze, to mnie zastanawia, po co? Dla kogo? Nie wie pan, co z czasem zrobić?

Wiem, że nic nie kupi, poślizga się wzrokiem po półkach jeszcze przez moment, kilka razy westchnie, kilka razy jeszcze się o coś mnie zapyta np., po jakiego diabła piszę poezje, zamiast pisać wartościowe powieści dla jego mamy. Na koniec podejdzie do lady i uprzejmie poprosi mnie o numer telefonu do księgarni, albo, żeby było jeszcze zabawniej, poprosi mnie, abym ja zapisał sobie jego numer telefonu. Poradzi, abym jak najszybciej zamówił takie książki, jakie lubi jego mama, to on kupi, i jeszcze inni ludzie by kupili. A najlepiej bym zrobił, gdybym zamówił, kilka tuzinów takich książek. Na pewno by się szybko sprzedały, bo takich jak jego mama czytelników jest więcej.

Uśmiecham się, nawet nie starając słuchać tego, o czym mówi. Już mnie zmęczył. Marzę, aby jak najszybciej wyszedł z księgarni. Po raz sto pięćdziesiąty piąty przytakuję mu, jest już przy drzwiach, już się ze mną żegna, życząc mi wszystkiego najlepszego, w ogóle, że on to się cieszy, że taka księgarnia powstała, że istnieje, i w ogóle, a polska kultura jest wspaniała i wielka. Po raz piąty sprawdza czy dobrze zapisałem jego numer telefonu. Wszystko w porządku, już naciska klamkę, wychodzi. Ależ gdzie tam? Kątem oka dostrzegł gazety leżące na ladzie, chociaż patrzył na nie przez pół godziny. Wrócił się. Z dokładnością psa policyjnego obwąchuje każdą gazetę, każdą jej stronę, każdy dłuższy artykuł komentuje, w ciągu 10 minut wybrał nowy Senat amerykański, doradził prezydentowi jak ma rządzić, Amerykanów jak mają myśleć. Sprawy polskie go nie interesują, bo to dzicz – jak stwierdził – a w dziczy nie ma żadnych praw ani ustaw, więc po co sobie zawracać tym głowę.

Strony gazet fruwają w powietrzu, jak wielkie skrzydła sępów. Przed wylewem krwi do mózgu uratował mnie telefon. Najzwyczajniej zadzwonił. Rzuciłem się na niego, jakbym zobaczył ostatnią deskę ratunku na wielkim oceanie.

Chicago
Luty 1996
Adam Lizakowski – Ból serca czyli Klient nasz Pan
QR code: Adam Lizakowski – Ból serca czyli Klient nasz Pan