Moje muzyczne Mrowisko

Kończyłem czytać „Pod wulkanem” Lowry’ego,
gdy kupiłaś mi płytę „Mrowisko” grupy Klan,
od psychodelicznych klimatów ucierpiała paprotka,
kaktusy po szyję zakopały się w ziemi. Czułem,
że nasze życie rozpada się jak tytuły ich piosenek
na tysiące niezrozumiałych obrazów, schodziłem
teraz częściej do piwnicy, siadałem w kącie,
naprzeciwko komina i słuchałem jak powoli sadza
opada na kamienną posadzkę. Byłem jednocześnie
wniebowzięty i przybity do kuchennej makatki.
Chciałem uciec z domu, ale utknąłem przy nasypie
kolejowym czekając aż parowóz napełni
swój brzuch zimną wodą. Sąsiedzi na działkach
od rana eksterminując pokrzywy i oset, chcą
zmusić trawnik do lilipuciej wiary, w to, iż
wszyscy od boga mamy po równo. Tylko
„Jasio Pawie Oczko”, wiedział, że palec
zanurzony w zupie daje pełny brzuch
i spokojny sen do dnia następnego.

17.03/22.03.19


Mój but eksplodował jak płyta zespołu Exploited

Miałem dość przejściowych trudności, mój but
eksplodował jak płyta punkowej kapeli Expoited,
stałem na bosaka w długim korowodzie,
nawet pomnikowy Fredro z piórem w ręku
pilnował kolejkowej listy, nosiłem długie włosy
chociaż w duszy czułem się punkiem i wojskowe buty
z demobilu, uważałem się za dezertera, słuchałem
ostrej metalowej muzyki, z nudów uderzałem nimi
o chodnik jak Chruszczow w ONZ-ecie, nie lubiłem papryki,
byłem blady i niedotleniony jakbym dopiero co
wrócił z piwnicy, często lubiłem wycieczki do podziemi,
szczególnie gdy miałem wyobraźnię, zakopani Niemcy
odstukiwali w sufit, a mama otwierała drzwi na oścież
myśląc, że to dziadek Witek wraca z drugiej zmiany.
Czułem, że punkowi przodownicy pracy nigdy nie zginą.

7.08.2018


Być jak „Boskie Buenos”

Kora w kółko śpiewała „Boskie Buenos”, tynk z sufitu
spadał na śniadanie, mogłem go jeść podobnie
jak opłatki w czasie mszy, po raz kolejny
odmówiono mi paszportu, zaproszenie do Anglii
kończyło się w piątek, zaciskałem z wściekłości oczy
i wyobrażałem siebie jako Horacia z „Gry w klasy”,
gdy próbuje przedrzeć się do Londynu
podwieszony do sznurów na bieliznę, byłem pewny,
iż na strychu, między kominami jest szczelina
przez którą przecisnę się do West Endu, słyszałem,
że tam jest prawdziwa wolność wciśnięta
między rybki akwariowe a bootlegi z koncertów
„The Rolling Stones”, Kora chrypła zmęczona
powtarzaniem refrenu, „Boskie Buenos”, nasze
robotnicze osiedle wciśnięte niczym argentyńskie
fawele między cmentarz, a dzikie wysypisko śmieci
było mi bliższe niż londyńskie City, od tego czasu
zachorowałem na Amerykę Łacińską, chciałem być
osiedlowym Che Guevarą.

23.08.2018


Cztery pory roku albo śmierć pewnego drzewa

Siedząc na szczycie poddasza w pozycji
zblazowanego długowłosego nastolatka,
delektowałem się soczystym arbuzem
i „Czterema porami roku” Vivaldiego
(na skrzypcach grał Konstanty Kulka).
Układałem na parapecie pestki i zrzucałem je
na balkon sąsiada, o paradoksie ostrząc piłę
w środku lata zagłuszał „Zimę”, był koniec lipca,
słońce stało wysoko, w bocznym niebie,
tuż nad cmentarzem żołnierzy włoskich
z pierwszej wojny, nad ścinanym orzechem
kołowały ptaki, był stary, pamiętały go od stu lat,
służył za gniazdo ich ptasim przodkom, sąsiad piłą,
później siekierą podcinał jego pień, szczególnie
od strony zachodu słońca, krył się w jego cieniu,
jakby wstydził się tego, co robił, jesienne solo Kulki
poderwało liście z ziemi, drzewo osiwiało
niczym mój wujek, gdy zobaczył w czasie
bombardowania Wilna swego brata
biegnącego obok bez głowy, chciałem,
|żeby płyta kręciła się w nieskończoność,
wiosna, lato, jesień, zima… i znowu wiosna.
Byłem pewny, iż zasłuchany orzech
jak moja babcia po prostu w pewnym momencie
zaśnie.

19.12.18/14.01.19


Oparty jedną ręką o talerz adapteru

Oparty jedną ręką o talerz adapteru wykręcałem się
od kolejnej nudnej lekcji, nie było jeszcze rapu,
kiedy zmniejszałem obroty Grechuta śpiewał
niczym Ładysz, kiedy je podkręcałem –
podobny był wtedy do sąsiada Karola, ten
też cienko śpiewał przed końcem miesiąca.

Trzymając się rączki gramofonu Bambino
krążyłem wokół z zamkniętymi oczami
jak czarny krążek, wyobrażałem sobie
jak wchodzę w głąb muzyki, otwieram
poszczególne gamy by dojść do sedna
jej niepowtarzalności. Kiedy byłem już prawie
o krok wchodziła matka i nastawiała czajnik,
potem radio, jego dźwięk wdzierał się
głęboko pod tynk, sześciolampowe radio
zasypywało nas kakofonią dźwięków,
kręciłem gałką szukając ciszy, nagle
głośnik we wnęce ściany z wysiłkiem
wypluł z siebie „Międzynarodówkę”:
„Wyklęty powstań, ludu ziemi..
Powstańcie, których dręczy głód!
Matka właśnie stawiała na stole
postną zupę i kromki chleba,
łamaliśmy się nim jakby to była
nasza „Ostatnia Wieczerza”.

13.02.19

Gabriel Leonard Kamiński – Kiedy śpiewał Cohen
QR code: Gabriel Leonard Kamiński – Kiedy śpiewał Cohen