Nie ma jak

o śmierci poniewczasie jeśli w ogóle
bo poza zasięgiem w jakiejś dziurze
i wejdź tu odejdź choćby o krok


Nie może być (zarys ontologii)

Signum temporis jakby zaśpiewał
sam purpurat na motocyklu, dawniej:

Książę, mały książę, który przekroczył próg
krainy dreszczowców i w jednym chórku z kolegą, o ton

jaśniejszym (to on?), który ku rozpaczy tych na dole opuściwszy
okno, gościnne jak Rzym, z pozycji księżyca, jak operator

dźwigu we mgle, zarzuca
i sprawdza, czy biorą, czy dadzą

się nabrać, czy łykną,
przetrwają, przetrawią, czy prędzej

wyplują. Oto oderwana od telewizora
przez samą telewizję, przez szparę

w drzwiach z łańcuszkiem, na
oczach, zaskoczona (mówi Pani?):

i o zdrowie spytał i zakupy wniósł i zlew
naprawił, co przeciekał od zawsze do wczoraj

i bardzo
różnie wracał z pracy.


Perspektywa

Boże, ależ ty jesteś
malutka. Nie wiesz o tym,

ale nie martw się – w sam raz
na ten szept.


Widok z ziarnkiem ryżu*

Koszula lidera. Słupy wysokie, ale
bez napięcia. Gniazdo po
zuchwałym skoku sroki. Z jajka
nici, koparka bez lemiesza. Tarcza
do darta twardsza niż myślałeś. Idea
na słoiku w kuchni ślepej na skład. Odpadający
od lodówki magnes spienionego kufla U Fleků. Buty u stóp
buddy.

* Paul Signac, tzw. okres żółty, znakomita rozdzielczość.


Living-room

Przodkowie, panie i panowie, pelisy, gabardyny, borsalina,
zawsze na miejscu, i nie żebyśmy chcieli na dzień dobry
usłyszeć dzień dobry, ale mówią to, mówią całymi sobą,
w tych swoich pelisach, gabardynach, borsalinach.

Kiedy nas nie ma – najwyraźniej nas
brakuje. Pozostaje ściana. „Niech
pokój zawsze będzie z wami” i „Chodźcie
do pokoju” – wkładamy im w usta zaszyte
przez czas tanie protezy. Jest wprawdzie nagi
towarzysz nad drzwiami, ale tu nie ma mowy

o wymianie spojrzeń: ze wzrokiem spuszczonym
na do widzenia, wbitym w podłogę (rzecz
jasna, panele, ongiś gumoleum), czujny jak lampa
nad stołami kasyna, jak bramkarz, który patrzy
na wszystkich z góry, a i tak wpuszcza, jak bramkarz,
który wzrokiem odprowadza piłkę. A kiedy się już

rozsiądziemy z herbatą zapachową pod nosem,
żeby po prostu odpocząć po podróży, z przygodami lub bez –
rzucamy parę przyzwoitych słów i zawieszamy oko, nie wiem,
na bluszczu, wiązance rozpuszczonej w wazonie jak warkocz przed snem, rzadkiej firance.


Z cyklu: „Skróty”

and the child draws another inscrutable house
E. Bishop „Sestina“
spod kredki dziecka rośnie dziwność domu
(tłum. S. Barańczak)

1. Synoptyka

producentom luster weneckich, prompterów itp.
oraz wiejskim szklarzom

Na wysokości sześciorga par oczu
(dalszy krewny, nowo dodany znajomy i królik z mini-zoo) widmo
światła

2. Sympatyk

Przed grzechotnikiem w sprayu
na bocznej ścianie garażu szeregowca rośnie
szubienica
z godłem
jednego z trzech klubów w mieście

3. Nędzówka ‘85

Spod przechodniego żelazka
w ręku kolonijnej miłości
w bawełnianej koszulce rdzawe
capri (taki ford)

4. Lotna premia

pamięci użytkowników
dzieł Tobiasa Schmidta

Z największej spośród chmur
w całej gminie kto wie
czy nie w całym województwie
dosłownie
metr przed rowerzystą
gilotyna deszczu

5. Gwiazdka

pod nosem
samotnej gwiazdki
ze stolika znika
mleczna ścieżka

6. Offset

Z taśmy zjeżdża ostatni
transporter opancerzony

7. Wedel

Z sufitu
nad głowami zwiedzających salę
obrad spada pierwsza
głowa

8. Liść

Z języka obcego
w basenie nad morzem śródziemnym
rozpływający się
liść śliny

9. Oczy

Z ust
przypadkowego świadka
zderzenia powietrze
uchodzi do ust leżącej
na chodniku staruszki


Bird of Prey

Od kiedy po raz pierwszy zobaczyłem jej
opadającą prawą część twarzy nie wziąłem
do ręki „trójki” Gabriela A wczoraj
po powrocie ją spaliłem


Mowa małp extra terrestrial

Pawłowi M. (po rozmowie,
pierwszej od stu lat), z nutką
przesady (?)

jedna z tych nocy kiedy łączysz się
z Wielkim Wozem Transmisyjnym
wracasz nad ranem, do zarzuconych studiów

nad czekającą w progu książką nieurodzaju
która pisze się sama, dla zabicia czasu, w swoim tempie,
i zabierasz na drogę, nie na poniewierkę,

do najbliższych jej głos, do tych, którzy tak
jak twój Tycjan – bez prześwietlenia pro publico bono

– radzą sobie doskonale, i z tobą, i bez ciebie,
nie szukając światła, tym bardziej – w ciemności


Topo

Jeżeli mieszkasz na ostatnim piętrze
od góry tak jak ona dla której łóżko
bywa półką

w ścianie Chaltén
niech to

co wisi w powietrzu
zbytnio cię nie spina
i nie rozluźniaj się
że nie utonie


Nie możesz pamiętać

Czerwona Maszyna pod Tichonowem
Trójząb Zielonej Jednostki
Krutow Łarionow Makarow

Badania wytrzymałości szkła
akrylowego na twarz jak spod dratewki
kremlowskiego Frankensteina Twarze
na ławce kar za podwójną pleksi Mandala
na płonącym lodzie jakby mróz kreślił
zarys choreografii do Święta Wiosny na łyżwach

w spadku po Pollocku
który przypomina rozwalił się autem o świcie teraz
nie pamięta jakim
Oroglas Setacryl Copaxone


Gratis

Mężczyzna który postanowił przetrwać zimę
w adidasach bez sznurówek w spodniach do
kostek

Triumf proroka nad prognostykiem


Iden

Zalana Transylwania Spływające
po murze dwa karpackie słońca

Pobór Poszum spod igły Dreszcze po przyjęciu
hostii z winylu Butelka z kurzu oczyszczona

której data śmierci przypadnie wedle gustu
w dniu narodzin albo przepadnie w gardle potwora

rozrywki co prędzej
czy później może przyjść

powtórnie Do przetoczenia na już bożole Bojaźń
dentystyczna Konflikt serologiczny

dojrzewających i twardych Ty – krwi
moja Pieczątka imienna (tak dla jasności)

Jakub Strumień – Wiersze
QR code: Jakub Strumień – Wiersze