– Czy będziesz kontynuował projekt „Miksowanie awangardy”?
Dopiero zaczynamy rozmowę, a ty już o kontynuowaniu? Chociaż jak ogłosiłem, że kończę ten projekt, to różne osoby niezależnie od siebie zasugerowały, że może nie warto definitywnie ogłaszać zakończenia tego czegoś, że lepszy będzie stan zawieszenia, czy też żebym sobie zostawił opcję powrotu. W końcu do bardzo wielu interesujących materiałów, które znalazłem, nie zdążyłem sięgnąć.
– Jakie są reakcje na dziełka z tego cyklu?
Wiele razy podkreślałem, że to nie jest cykl dzieł, tylko jedno dzieło. Różne wykonania jednej instrukcji, dotyczącej przetworzenia awangardowego dzieła mającego kilkadziesiąt lat. Ale wracając do reakcji na kolejne odsłony projektu, to z miksowaniem awangardy wiąże się wiele nieporozumień. Przede wszystkim ludzie z jakichś powodów szukają w tym humoru – no i, jakby pod presją, czy też starając się sprostać oczekiwaniom, zacząłem wplatać tam wątki prawie humorystyczne (albo po prostu niezbyt udane). Nie krytykuję tu humoru, czasem to jest główne pole mojego działania twórczego (choćby w wielu komiksach), ale miksowanie awangardy było zainspirowane wątkami zapowiadającymi totalitaryzm (chodzi o referat prof. Aleksandra Wójtowicza, gdzie omawiana była m.in. książka „Zamurowana rzeka” Jalu Kurka), a być może najgłębszym kawałkiem w całym projekcie jest cykl fotografii stron z „Trybuny Wolności”, wydawanej w czasie II wojny światowej i tuż po wojnie – mnóstwo tam jest wątków dotyczących zbrodni i w ogóle strasznego stanu, do którego doprowadziła wojna. Oczywiście jest też program odbudowy, mnóstwo wątków pozytywnych – ale to nie jest humor. W ogóle mnie przygnębiało pracowanie z takimi smutnymi tekstami, i pierwsze reakcje na miksowanie awangardy, kiedy zacząłem wrzucać fragmenty na instagram, były trafione – że jest to smutne, kojarzy się z autorytaryzmem czy coś w tym stylu.
– Ale chyba nie chcesz narzucać czytelnikom interpretacji?
Tak jak powiedziałem, wręcz przeciwnie, czyli sam zacząłem się dostosowywać do oczekiwań.
– No to może powiedz coś ogólnie o tym projekcie. Po co to zacząłeś?
Moje rozumowanie było takie, że skoro współcześni badacze są ślepi na moją twórczość, to trzeba przemówić poprzez nawiązanie do jakiegoś wspólnego punktu odniesienia, do czegoś troszkę dawniejszego. Zauważ, że to nie jest jakieś kłamanie czy udawanie – od dawna i na serio jestem zafascynowany twórczością z początków dwudziestego wieku, i mam na myśli zarówno malarstwo, muzykę i poezję, jak i kilka innych dziedzin.
– Dlaczego mówisz o miksowaniu? Czy nie lepsze byłoby „przetwarzanie”?
W ten sposób nawiązuję do poemiksu. Za czasów pierwszej fali poemiksu Norbert Rybarczyk podkreślał znaczenie miksowania, rozumianego trochę muzycznie, jako wykorzystywanie różnych materiałów do stworzenia dzieła, plus miksowanie ma w sobie coś ze świeżości, a przetwórczość jest jakby mniej odkrywcza. Szaweł Płóciennik zamiast miksowania mówił o rozpierdzielaniu (wykorzystałem tu delikatniejszą formę), i tak zrobiłem kiedyś poemiks „Rozpierdzielacz”, gdzie samuraj ciachał różne komiksy, albo wiersze, tworząc z nich poemiksy. Zauważ, że obaj przywołani twórcy są bardzo mocni warsztatowo, i chociaż poszli w różnych kierunkach – jeden o ile mi wiadomo pracuje w reklamie, drugi jest malarzem – ale obaj tworzą również świetne komiksy.
– Do jakich dzieł sięgałeś w tym projekcie?
Najpierw znajdowałem rzeczy, które mi się podobały, potem zacząłem szukać tekstów, które nie od razu kojarzyły się np. z poezją, i tę poezję w nich znajdowałem. Tu oczywiście odszedłem trochę od poemiksu, ale postanowiłem się nie ograniczać, nawet tak lubianą przeze mnie szufladką.
– Skoro nie chcesz podać przykładów, to może powiedz coś o zastosowanych technikach „miksowania”.
Jeśli chodzi o książkę Jalu Kurka, to robiłem printscreeny fragmentów stron, potem zrobiłem z tego kolaże – dominowały kwadraty. Trybunę Wolności fotografowałem, a potem umieściłem w dymkach komiksowych sporych rozmiarów. W niektórych wariantach „Miksowania awangardy” wykorzystałem jedno dzieło wybranej osoby, a w kilku miksowane są prace różnych osób. Czyli poza tłumaczeniem automatycznym poematu „Europa” Anatola Sterna czy „Pieśnią o głodźe” Brunona Jasieńskiego mamy do czynienia z przeplataniem „Kwiatów polskich” z fragmentami Konstytucji kwietniowej czy z polemiką Chwistka ze Strzemińskim. W trzech ostatnich kawałkach zastosowałem zaprojektowane przeze mnie fonty z serii „szar”, czyli zamiast czytelnych literek mamy bezznaczeniowe glify (chociaż teoretycznie możliwe do rozszyfrowania). Połączenie printscreenów z czasopisma „Chór” z tekstami autorstwa Hieronima Niegosza jest prostym zestawieniem, chociaż zapewne da się je nawet głębiej interpretować. A osobna sprawa dotyczy powieści „Asymptoty” Przybyszewskiej – tutaj powstał wiersz dźwiękowy. Początkowo chciałem nagrać więcej tekstów, i czułem, że powinienem wykorzystać mruczenie – ale jakoś (jeszcze) tego nie zrobiłem. Poza tym ktoś powiedział, że spory potencjał tkwi w pisaniu wierszy o ściśle określonej formie, w sposób, w jaki wplotłem w ten projekt haiku i paleolityki. Pozwól, że dam przykłady. Najpierw haiku, w którym wykorzystałem fragmenty przemówienia Piłsudskiego:
ostry grad siecze tu w wieżyce i domy gdy grzmią pioruny
A tutaj jeden z paleolityków stworzonych w oparciu o słowa wypowiedziane przez Daszyńskiego:
pod broń naród powołujemy!
– No to w ogóle ani nie jest haiku, a paleolityk też niezbyt związany z naturą (no i nie ma tytułu).
Jasne, tu w sumie przestrzegałem tylko ilości sylab. A tytułami paleolityków w tej serii były cyfry rzymskie.
http://miksowanieawangardy.blogspot.com