*
Stołeczna aleja.
Drzewa — rentgeny śmierci.
Obowiązkowo święto —
czaszkowo-twarzowy plac.
Ławka w Parku Zwycięstwa:
„Lena + Katia = miłość”.
Napis w muzeum wolności:
„Otwartych okien rękoma nie dotykać!”
*
Radio rozpoczęło szyfrować nazwiska.
Telewizor rzucił się by pokazywać klaunów.
Śnieg — to zasłona z tamtej strony okna,
która czyni pokój MIEJSCEM PUBLICZNYM:
ślady palców na śniegu —
utrwalają się,
odzewy — zapisują się.
Przed tą zimą nie da się uciec nie da się schować.
W głowie taksówki, widocznie, szachy.
W każdej gazecie:
czarne — to białe.
Śnieg też uderza w klawisze *.
***
Ryba owinięta skrzelami.
Zło karzą złem.
Agender brzmi jak agent
(rozumie się: obcego wywiadu).
Ludzie, powiedzcie cziiiz
uprzejmemu obywatelowi
z aparatem na polowanie.
Z okazji Dnia dziecka
koło widokowe
waży ludzkie mięso.
***
Wymażcie z pamięci cały wasz Berlin.
Szklane szmery kubizmy.
Czteropoziomowy dworzec —
jak wyżarty mózg
z rozpierzchającymi się pociągami.
Ten sam mur,
który odtwarza fotografię tego samego muru,
tylko na Breżniewie napisano:
„Nie dla homofobii w Rosji!”
Komuny Westkreuz czy Neukölln.
Żylakowate rury bram.
Wieżowce z wielkiej płyty —
kamienne gówno
radzieckiej cywilizacji.
***
Gdzieś na zimnych schodach
stracić twoją odbitkę fotograficzną,
której nigdy nie było,
stracić serce,
którego nigdy nie było,
stracić ciało, którego…
W tych całkowitych ciemnościach
znika wszystko.
Nawet pamięć
podobna do powietrza,
ostrzyżonego przez śmigłowce.
Czerwony człowieczek.
Zielony człowieczek.
Białe reflektory smutku.
Białe gorące
reflektory smutku.
przełożył Tomasz Pierzchała