***
ludzie wypływają
naprzeciw siebie
w bestialskich śladach
nozdrza lasu
trąca ich krzyki
na zewnątrz
do drzwi na wietrze
martwe pole z powrotem
grzmi
kopalnym gniewem
***
dziecko
wyrasta z ziemi
na ostry zapach ojca
szeroko otwarte
okrągłe serce
obraca się
w uczuciach bezdomnych
jak tego wiatru
zielony głos
***
kwiaty rzucają
na niebo
suche kobiece głowy
jak pochopne
i nieme ty
łuskowate światło
nocą ciało twoje
sztuczne święto
w samym środku lasu
***
lwie łapy ciężkie w okna tobie skrobią w oknach rysują serce porąbane na części chłód wyrysowuje się w dziąsłach w kłującej żelaznej wodzie skowyty rozchwiane ostrożnie wydychaj w popiół niechaj cichy korzeń rośnie
***
nad ranem rozmotując las
obnaża wielkie ślady
przemocy o które ty
na pewno się potkniesz nawet
idąc po jednej i tej samej drodze
który to raz z rzędu
***
mów tam gdzie kochasz
nagle:
posmak gnijącej kraty w ustach
przybite do niej ciało
topielca
opustoszałe statki języka od
mięśnia
do mięśnia
choćby ośmielił się
powstrzymać
a tu już szczęki rwą się
do dna
żeby osiadłwszy nareszcie zakrzyknąć
z bólu
w rzeczy samej
***
foliacja języka
odciski
osiedli w pierścieniach
zwierzęcych ogni
kość szczelnie
pokryta
pamięcią wyrwaną
do wypadku
głuche pozamorze
***
w przerwannym
oknie percepcji
odstęp
mowy
rozstworzony
wiecznotrwały dom
przełożył Tomasz Pierzchała