Nikt nie wiedział, jakim sposobem zdobył tak wielkie pieniądze.

Wiadomo było tylko, że pewnego październikowego dnia dwutysięcznego osiemnastego roku opuścił zapadłą wieś na Zamojszczyźnie i przeprowadził się do największej willi na przedmieściach Warszawy, kupił ją, jak powiadano, od emerytowanego mafiosa, który wybudował ją w latach dziewięćdziesiątych XX wieku za pieniądze zdobyte na nielegalnym wydawaniu książek filozoficznych.

Był to wtedy bardzo intratny, chociaż niebezpieczny, interes (wiadomo, że myślenie jest groźne, grozi zwłaszcza samokrytycyzmem, co prowadzi z kolei do załamań i chorób psychicznych), później jednak myśl filozoficzna III RP załamała się i bajońskie sumy literackich mafiosów zaczęły się kurczyć, ratowali oni wtedy swoje nadwątlone finanse inwestując w produkcję papierosów. Powrócili do korzeni przemysłu tytoniowego i na każdej paczce umieszczali cytaty ze starożytnych filozofów. Papierosy kręcili wynajęci chłopi w stodołach i szopach wsi oddalonych od warszawskich posterunków policji.

Paczka tych papierosów, mimo że omijała podatek akcyzowy, była trzykrotnie droższa niż tych legalnych, ale za to, jeśli się kupiło dajmy na to paczkę papierosów marki Cyceron można było sobie przeczytać na opakowaniu myśl: „Nigdy nie wątpi ten tylko, co nic nie wie”. Później można było wyciągnąć z opakowania papierosa, na którego bibułce pięknie wykaligrafowano czerwonym atramentem kolejną myśl filozofa: „Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka” – i można było tę wzniosłą myśl wznieść ku niebu w postaci obłoku dymu, wzniosłość tę zaś uzyskujemy za pomocą zaprzęgnięcia do współpracy ognia, ust i płuc.

W dwutysięcznym roku stało się coś nieoczekiwanego, co na zawsze odmieniło losy kraju położonego nad Wisłą. Pewien domorosły filozof (z wykształcenia zresztą ekonomista), napisał traktat filozoficzny zatytułowany „O przyczynach, fizjologii, metafizyce, psychologii i wszystkich konsekwencjach nałogów”. Była to totalna krytyka wszelkich uzależnień, wyłożona przy tym tak logicznie, przystępnie, jasno i uwodzicielsko, że trafiała do każdego umysłu, poczynając od zwykłego chłopa pracującego przy skręcaniu papierosów w stodole lub szopie wsi oddalonej od warszawskich posterunków policji, przez wielkich filozofów III RP, którzy doprowadzili do załamania albo choroby psychicznej tylu Bogu ducha winnych obywateli swojego kraju, a na mafiosach literackich skończywszy, którzy resztką swoich topniejących środków postanowili wydać traktat „O przyczynach, fizjologii, metafizyce, psychologii i wszystkich konsekwencjach nałogów” w nakładzie czterdziestu milionów egzemplarzy i bezpłatnie rozkolportować go po całym kraju, by mieć pewność, że książka trafi pod każdą słomianą wiejską strzechę, płaski kryty lepikiem dach blokowiska oraz udziwnioną przykrywkę podwarszawskiej willi mafiosa, wybudowaną w latach dziewięćdziesiątych XX wieku za pieniądze zdobyte na nielegalnym wydawaniu książek filozoficznych.

No i trafiła, a w tym dniu na polskim facebooku nie było ani jednego wejścia, ponieważ każde dziecię dorosły i starzec czytali tę poruszającą do głębi księgę (noworodki, które siłą rzeczy nie umiały czytać, słuchały, podczas gdy rodzice im czytali, w tym czasie niemowlęta zaprzestawały płaczu, robienia kupy, nie domagały się nawet pożywienia – psychiatrzy powiadają, że wdrukowywały sobie w tym czasie treść traktatu w najgłębsze sfery podświadomości). Kiedy wszyscy już przeczytali, nie było na polskim facebooku ani jednego komentarza niedotyczącego książki, były miliony dotyczące poszczególnych treści, zagadnień, sformułowań i wniosków z niej płynących.

Od dnia następnego poczynając, żaden obywatel Polski bądź innego kraju, przebywający aktualnie na terytorium kraju Wiślan, nie zapalił już ani jednego papierosa, nie wypił butelki piwa, kieliszka wina, szklanki wódki, samogonu, spirytusu, denaturatu, płynu do chłodnicy lub spryskiwaczy, o narkotykach miękkich ani twardych oraz dopalaczach nie ma nawet co wspominać. Panowała tylko niepewność, czy można pić kawę i herbatę, na wszelki wypadek zaprzestano spożywania również tych używek. Odsetek seksoholików i hazardzistów spadł do zera.

Efekt był natychmiastowy, zdrowotność Narodu poprawiła się imponująco, statystyczny wiek życia Polki wynosił teraz sto dwadzieścia pięć lat, zaś Polaka sto dwadzieścia lat, żyli oni przy tym do ostatnich dni w pełni sił umysłowych i fizycznych. ZUS musiał teraz wypłacać im emerytury przez ponad sześćdziesiąt lat. Trzeba było zamknąć dziewięćdziesiąt procent szpitali, wszystkie destylarnie, browary, bary, burdele, kasyna, fabryki produkujące płyn hamulcowy i płyn do spryskiwaczy, kawiarnie, herbaciarnie. Zwolnić lekarzy i pielęgniarki, dziwki, alfonsów, ekspedientki, kelnerki, gangsterów, krupierów, przemytników, zwykłych chłopów zatrudnionych przy skręcaniu papierosów w stodołach lub szopach wsi oddalonych od warszawskich posterunków policji, policjantów, kierowców TIR-ów, browarników, gorzelników, basistów, itd. Jednym słowem, gospodarka załamała się, nastał kryzys, wobec którego ten z lat trzydziestych dwudziestego wieku wydawał się okresem prosperity i dobrobytu. Głodni ludzie wyszli na ulice: protesty, rozruchy, stosy, grabieże, szabrownictwo, kanibalizm, samogwałty.

Oto, do czego może doprowadzić czytanie traktatów filozoficznych! Na szczęście ten wielki okres smuty Narodu Polskiego zakończył się, kiedy to w dwa tysiące piętnastym roku do władzy doszła partia „Prawi i Sakralni”. Pierwszym ruchem nowego rządu było przemianowanie III RP na XLIV RP, drugim mianowanie Chrystusa na króla Polski (powrócono tym samym do elekcyjnych metod powoływania władcy królestwa, co przyczyniło się w przeszłości tak zbawiennie do rozwoju Rzeczpospolitej Obojga Narodów) – te dwa genialne strategicznie posunięcia wyprowadziły gospodarkę z zapaści i zlikwidowały ubóstwo.

XLIV RP stała się również mocarstwem militarnym, a to za sprawą ministra, którego najpodlejszy element społeczny pomawiał o szaleństwo – przypomnijmy jednak tym nikczemnikom, że geniusz jest bliski obłędu. Jego założenia były zaiste genialne, zrezygnował z wyposażania polskiej armii w różnego rodzaju ciężki i lekki, a przy tym przestarzały sprzęt, który wykorzystywały inne kraje, w zamian za to wyposażył armię w tysiąc dwieście pluszowych misiów, były to w rzeczywistości cyborgi bojowe najnowszej generacji, celowo zakamuflowane, podobno były wyposażone w broń o niespotykanej dotąd sile rażenia – potrafiły swoim niewinnym wyglądem rozczulać do łez żołnierzy wrogiej armii, taki żołnierz odczuwał nieprzepartą potrzebę przytulenia misia, w tym czasie wypuszczał z rąk karabin, kierownicę czołgu, ster samolotu czy co tam trzymał i stawał się całkowicie bezbronny. Na czele tej bezwzględnej armii misiów minister postawił wybitego dowódcę majora Misiaka, który był kompetentny, bo potrafił podobno rozmawiać na raz z dwóch telefonów i jednocześnie grać w pacmana na swoim służbowym tablecie, był też świetnie wyszkolony także na wypadek wojny biologicznej, bo wcześniej pracował, jako technik w aptece.

Na innych polach działo się niezgorzej. W owym czasie wszystkie puszcze, lasy, parki, sady, ogródki przydomowe, podwórka nękała plaga korników, minister środowiska, człowiek nie w ciemię bity, pochylił się na sprawą, i doszedł do jedynego logicznego wniosku – kornik żywi się drewnem, jeśli pozbawić go drewna, nie ma co jeść i zdycha z głodu, wystarczy wyciąć wszystkie drzewa i po pladze. Tak też uczyniono.

Pojawiły się jednak problemy. Z niepojętych przez nikogo powodów rządowe limuzyny zaczęły się rozbijać, powodem nie mógł być młody wiek ani brak doświadczenia kierowców, kierowcy wprawdzie byli niedoświadczeni, ale wcale nie byli młodzi. Przypuszczano, że za sprawą stoi mroczny czarnoksiężnik, zamieszkujący za granicą w wieży o kształcie jajka, który od zawsze źle życzył XLIV RP. Jak dotąd, nikt nie zdołał go pokonać… 

Powróćmy jednak do początku. Nikt nie wiedział, jakim sposobem zdobył tak wielkie pieniądze.

Wiadomo było tylko, że pewnego październikowego dnia dwutysięcznego osiemnastego roku, opuścił zapadłą wieś na Zamojszczyźnie i przeprowadził się do największej willi na przedmieściach Warszawy, kupił ją, jak powiadano, od emerytowanego mafiosa, który wybudował ją w latach dziewięćdziesiątych XX wieku za pieniądze zdobyte na nielegalnym wydawaniu książek filozoficznych.  W tej willi budził się o czwartej nad ranem, szedł do kibla rzygać i załatwiać inne potrzeby fizjologicznie. Następnie siadał przed laptopem i wysyłał pocztę, czynił to tak wcześnie, bo wtedy tylko był w miarę trzeźwy. Następnie szedł do łazienki napełniał wiadro gorącą wodą, dolewał płynu do czyszczenia, ujmował w nieco drżącą prawicę ściereczkę, w nieco drżącą lewicę butelkę Żołądkowej Gorzkiej i zabierał się za porządki. Każdy sprzęt, mebel, półkę, ramę obrazu w każdym pokoju swojej wielkiej willi pucował do połysku, po czym pociągał z gwinta. Kiedy pierwsza butelka była pusta, wylewał zawartość wiadra do sedesu, napełniał wiadro od nowa gorącą wodą, dolewał płynu do mycia podłóg, w już niedrżącą prawą rękę ujmował mopa, w już niedrżącą lewą rękę ujmował drugą butelkę Żołądkowej Gorzkiej. Kiedy podłogi lśniły, a butelka była pusta, był już wystarczająco pijany, by otworzyć trzecią butelkę, zasiąść przed laptopem i, przy nieznacznym już tylko oporze wewnętrznym i dającym się znieść obrzydzeniu do siebie, rozpocząć pisanie wierszy, opowiadań, powieści (na co go naszło danego dnia) zgodnie z wytycznymi, które otrzymał od Ministra Kultury, a które oparte były na wielkiej wizji kontrrewolucji kulturowej, opracowanej przez najbardziej szeregowego z szeregowych posłów. Kiedy kończył trzecią butelkę, było zwykle gotowych kilka stron, te następnego dnia wysyłał mailem na ulicę Zagrodzką w Warszawie. Rzadko zyskiwały uznanie, kiedy jednak zyskały, otrzymywał z Ministerstwa Kultury przelew, za który mógł sobie np. kupić willę na przedmieściach Warszawy, należała ona, jak powiadano, do emerytowanego mafiosa, który wybudował ją w latach dziewięćdziesiątych za pieniądze zdobyte na nielegalnym wydawaniu książek filozoficznych.

Zapytasz może, drogi czytelniku: dlaczego nasz bohater tak uparcie sprzątał każdego dnia mieszkanie, czemu czynił to tak dokładnie, czemu własnoręcznie? Przecież stać go było, do licha, na wynajęcie sprzątaczki? Niech to na razie pozostanie tajemnicą, ale jeśli jesteś naprawdę ciekawy, podpowiem, że odpowiedzi udzieli ci każdy obeznany z teorią Freuda psychiatra albo psycholog.

Mirosław Mrozek – Bardzo smutna groteska o ciemnym światku literackim
QR code: Mirosław Mrozek – Bardzo smutna groteska o ciemnym światku literackim