Szybko wskoczyła w najwygodniejsze dżinsy jakie miała, zwykły czarny podkoszulek i bluzę z kapturem. Przełożyła torbę przez ramię i upewniła się, że jest w niej gaz łzawiący. Usiadła na łóżku i ścisnęła powieki. Może to tylko sen. Trzymała mocno w dłoni komórkę. Otwarła oczy i spojrzała na ekran. Ponownie wybrała numer ojca i przytknęła aparat do ucha. Opuściła głowę wsłuchując się w sygnał jeden, drugi… czwarty i piąty, a potem usłyszała sygnał poczty głosowej. Odsunęła komórkę bez zaskoczenia i nerwów. Trudno – pomyślała – nie mam wyjścia. Chłopak nie wydawał się podejrzany, ale musiała być gotowa na wszystko. Wstała z łóżka i przeszukała torbę podróżną stojącą na ziemi. Wyciągnęła dłoń z torby wraz ze ściśniętym małym scyzorykiem, który wetknęła do kieszeni bluzy. Poczuła się jeszcze pewniej.
Po niedługiej chwili telefon trzymany w dłoni zawibrował i aż podskoczyła. Krótka wiadomość od Daniela dała jej znak, że może schodzić. Miała coraz więcej wątpliwości. A jeśli tata zszedł tylko do recepcji, albo poszedł do apteki, albo jeszcze coś innego, niewinnego? Miała w sobie przeczucie, że zaczyna tańczyć z diabłem, ale nie mogłaby zasnąć spokojnie. Coś jej mówiło, że powinna szukać, że powinna się tym zająć. Starała się nie słyszeć jeszcze jednego głosu w jej głowie. Miał wiele wspólnego ze szczerością. Pytał, czy do tańca nie woła jej wybujała wyobraźnia? Czy nie bawi się w detektywa bez większej przyczyny? Czy nie zechciałaby się uspokoić i otworzyć szerzej oczu? Tłumaczyła, że nie ma na to czasu, nie ma chwili do stracenia.
Zjechała windą na parter i szybkim krokiem przecięła recepcję. Spojrzała krótko na mężczyznę stojącego za blatem. Trzymał głowę nisko klikając w klawiaturę, ale jego oczy patrzyły wprost na nią. Nie miał przyjemnego wyrazu twarzy, czym spowodował w niej niechęć do jakichkolwiek pytań. Wyszła przed hotel rozglądając się po pustej ulicy. Przed wejściem stał biały Rover oraz brązowy z czarnym pasem oldtimer. Z brązowego błysnęły światła akurat wtedy, gdy przypatrywała się lampom. Musiał się uśmiać widząc jak mruży oczy i odchyla nagle głowę. Miała już pewność, że w środku siedzi Daniel. Podejrzanie bogaty, intrygujący, ciekawski i wiedzący zbyt wiele. Podeszła od strony pasażera, chwyciła za klamkę i zajrzała do środka. Światła latarni rzucały cienie na jego twarz uwydatniając kości żuchwy i policzków. W czerni zniknęły ciemne oczy, delikatny zarost i fryzura. W dziwnych cieniach wydał się mroczny i tajemniczy, co wycofało ją na sekundę. Kącik jego ust uniósł się, delikatnie ukazując śnieżno – białe zęby. Wsiadła ostrożnie na czarne, skórzane siedzenie poobcierane przez lata użytkowania. Spojrzała na kierowcę. Siedział patrząc na nią z uniesioną brwią i lekkim uśmiechem.
– Co tak patrzysz?
– Oldsmobile W – 30, moc 442, rocznik 71 – rozszerzył uśmiech czekając na jej reakcję. Klaudia powoli odwróciła głowę zatrzymując wzrok na przedniej szybie – No nie mów, że nie robi na tobie wrażenia – kąciki jej ust walcząc z uśmiechem zeszły w dół, szybko obróciła głowę w boczną szybę – Ha! Teraz możemy jechać.
Po niedługiej ciszy Daniel spojrzał na Klaudię już bez uśmiechu – Jedziemy prawie na koniec miasta, mówię żebyś nagle nie wyskoczyła z samochodu.
– Dlaczego miałabym to robić?
– W sumie wychodzi na to, że jesteś łatwowierna, ale chciałem zachować pozory – zaśmiał się pod nosem i poprawił zgrabnym ruchem gęstą grzywę. Klaudia poczuła jak wyskakuje jej na policzkach rumieniec, a dłonie mimowolnie zaczęły się pocić i przebierać palcami.
– Nie wiem czy rozumiesz… mój ojciec dzisiejszego dnia nie zachowywał się jak co dzień. Boję się o niego i telefon do ciebie okazał się jedynym wyjściem. – Nie dodała, że jest przerażona, że po raz pierwszy twarz ojca wydaje jej się obca i że o pomoc jest zmuszona prosić kogoś innego niż ojca, że musi komuś zaufać. W ciągu kilku minut miała pewność, że musi dorosnąć, że możliwe, iż jest całkiem sama. Ta myśl nie dawała jej spokoju.
– Chcę cię uprzedzić, że Marin to bardzo bezpośrednia osoba. Może powiedzieć więcej, niż ci się wydaje, a czasami zabrzmieć jak wariatka. Nie lubię tak o niej mówić, ale dopiero ją poznasz, więc nie chcę żebyś coś źle odebrała.
– Co mogę źle odebrać, już i tak wszystko jest wystarczająco pokręcone – zawinęła ramiona na piersiach i skierowała głowę w boczną szybę. Chłopak nieco ją przeraził wybuchając po jej słowach śmiechem i dodając – Oj jest! – była poważna, skrępowana i niepewna, a on zwyczajnie się śmiał.
– To takie zabawne?
– Mam nadzieję, że za jakiś czas złapiesz do tego dystans – uśmiechał się uspokajając śmiech.
– Do czego? – wychyliła głowę szukając w jego twarzy odpowiedzi. Spojrzał na nią szybko, niecierpliwie, a jego wzrok przeszył ją na wylot. Miał znajome skądś spojrzenie. Odebrało jej mowę, mimo to nadal nie rozumiała. Może to tylko jego feromony tak na nią działają.
– Zaraz będziemy – zmienił niepożądanie temat.
Niedługo potem Daniel skręcił z głównej drogi w wąską uliczkę. Domy stały blisko siebie, większość z nich gęsto zarośnięta i ozdobiona roślinnością. Niektóre z nich nie miały podjazdów, między innymi domek Marin. Daniel przykleił swoją brązową bryłę do płotu i spojrzał uśmiechnięty na Klaudię – Będę musiał wysiąść twoją stroną.
Złapała za klamkę, ale w tym samym momencie zwróciła się do chłopaka – Poczekaj… dałeś jej znać, że do niej przyjedziemy? Jest środek nocy, a ja…
– Dla Marin godzina nie ma znaczenia, zaufaj mi – przechylił się w jej stronę popędzając do wyjścia.
Klaudia stanęła za autem tuż przed furtką wąskiego, wysokiego domu, na którego ganku siedział kot. Wyglądał dość przerażająco o tej porze i w tych okolicznościach. Trawa przed domem była lekko zarośnięta, ale kwiaty były pięknie kwitnące i zadbane. Domek miał zaledwie kilka okien, a w jednym z nich, miała wrażenie, poruszyła się firana.
– Spokojna głowa – zaskoczył ją z tyłu – w weekend Henry zajmie się ogródkiem – wyprzedził ją i otworzył furtkę przechodząc w głąb ogrodu i kiwając na nią głową.
– Kim jest Henry?
– Ogrodnikiem – uśmiechnął się, udzielając logicznej odpowiedzi. – Pracuje dla miasta, a raczej wszyscy są zdania, iż Marin zasługuje na nadzwyczajne traktowanie, więc pomagamy jej w tym, w czym sama już nie da rady – wchodził już po schodkach na ganek, a Klaudię sparaliżował strach.
– Zaczekaj…
– Daj spokój, czego się boisz? Chcesz się w końcu czegoś dowiedzieć, prawda? – grymas jego szczupłej twarzy wyrażał zniecierpliwienie.
– Tak – pochyliła głowę i schodek po schodku weszła za chłopakiem. Stała prawie całkiem skryta za jego plecami, nieznacznie wychylała tylko czubek nosa przez jego ramię.
Daniel nacisnął dzwonek, po czym z poręczy obok nich zeskoczył wcześniej dostrzeżony kot uciekając wprost w otwierającą się przestrzeń. Z wnętrza mieszkania wyjrzała o splecionych luźno czarno-siwych pasmach włosów starsza kobieta. Oczy miała lekko zapadnięte równie ciemne, lecz lśniące na brązowo. Twarz szczuplutka i mała, obrysowana zmarszczkami. Ubrana w koszulę nocną w kolorze wina, spod której wystawały zielonkawe spodnie i brązowo-pomarańczowe kapcie. Na wierzch miała zarzucony szlafrok z jedwabnej satyny w kolorze śliwki z wzorami ptaków, jeden obok drugiego przez całą długość i szerokość materiału. Pstrokaty obraz zostanie w głowie Klaudii na bardzo długo, ale mimo wszystko kobieta spodobała się jej i, choć to wręcz niemożliwe, zestaw jej ciuchów pasował do siebie i do niej. Nie mogła już wyobrazić sobie jej inaczej.
Jej pomarszczona buzia zmarszczyła się jeszcze bardziej, kiedy w uśmiechu odsłoniła białe równe zęby, jakby powoli zbierając się do słów – O – zaczęła pozytywnie – to znowu…
– To jest Klaudia, Marin – przerwał jej nagle Daniel odsłaniając dziewczynę, a drugą ręką serdecznie dotykając jej ramienia. Staruszka zmarszczyła brwi podobnie jak Klaudia. Marin spojrzała na chłopaka szukając podpowiedzi – Klaudia to córka Tomasza, tego którego już chyba poznałaś – nadal stała wpatrzona w zapewniającą ją twarz studenta smutniejąc w oczach. Nie tylko smutek dało się zauważyć, ale też lekki strach wymieszany ze współczuciem.
Klaudia przyglądała się dwójce, tak naprawdę całkiem obcych jej osób, z coraz większą czujnością i dezorientacją.
– Przepraszam, że jesteśmy o takiej porze, ale Klaudia ma duży problem…
– Rozumiem Danielu – przeniosła wzrok na dziewczynę. Tym razem jej oczy wydały się całkiem czarne, a twarz zimna. Zrobiła krok w jej stronę, przy czym stała się jeszcze drobniejsza. Zadarła wysoko głowę, aby patrzeć dziewczynie prosto w oczy, wyciągnęła dłoń i czekała, aż ta poda jej swoją. Klaudia niepewnie wyciągnęła rękę i podała ją staruszce, w tym samym czasie kobieta serdecznym ruchem wskazała drogę do środka.
Poszła za nią pociągana delikatnie za dłoń, a drogę powrotną zasłonił jej Daniel nadając jej krokom nieco bardziej zdecydowanego tempa. Czy powinna się bać? Kot, który siedział wcześniej na ganku, przypatrywał się jej z kamiennego kominka w towarzystwie nieopodal przechadzającej się wolnym krokiem kotki. Ciemność rozjaśniona delikatnym światłem świec wydawała się głęboka i mroczna, ale na swój sposób przyjemna. W pokoju nie było centrum. Sofa i meble stały tak jakby ktoś je zostawił od razu po wniesieniu. Kanapa lekko po skosie od wejścia przykryta kocem w kratę, a przy niej duża niezgrabna i wyraźnie niestabilna lampa. Drewniany stolik odsunięty znacznie za daleko od sofy i znacznie za blisko przysunięty do kominka. Na lewo zaraz za kanapą otwierała się przestrzeń na pokój z oknami. Mały telewizor był wciśnięty w sam kąt, a na drugim końcu pokoju fotel z wysokim oparciem. Środek był wypełniony placem zabaw dla kotów, czyli licznymi tunelami prowadzącymi pod ścianę zbudowaną z płotków, hamaków i drapaków. Na parapetach niezgrabnie leżące, zakłaczone koce. Tyle starania dla dwóch kotów? – pomyślała Klaudia krzywiąc się lekko. Miała dar zauważania wielu szczegółów na raz, ale z opóźnieniem spostrzegła, że na fotelu śpią trzy małe kotki zwinięte w kłębki. Uśmiechnęła się delikatnie i na chwilę zapomniała co ją tutaj sprowadza.
– Napijecie się brandy, albo mleka? – dość specyficzny wybór wydał się Klaudii uroczy, ale odmówiła. Daniel poprosił o mleko. Delikatnie ją to zaskoczyło, myślała, że bliżej mu do wyrafinowanego alkoholu. Spojrzała za Marin, która odeszła w prawą stronę przecinając przedpokój i wchodząc wprost do ciemnej kuchni. Po chwili zapaliła światło i nadała kuchni żółtego przypalanego koloru. Klaudia wychyliła się delikatnie szukając wyobrażonego dużego pieca z kamienia. Niestety jej wzrok nie ogarniał całej kuchennej przestrzeni. – Usiądźcie sobie – zawołała gospodyni. Daniel wskazał jej kanapę i oboje usiedli.
Ciekawiło ją to wnętrze. Schody na górę oświetlone światłem z ulicy wpadającym przez okno usytuowane w połowie ich drogi. Obok schodów szedł korytarz, z którego można było skręcić do pokoju schowanego za lewą ścianą, a na jego końcu drzwi. Prawdopodobnie prowadziły na tylni ogród. Nie wiedziała dlaczego ją to wszystko tak wciąga.
– Ktoś jej pomaga, nie tylko z ogrodem prawda? – zapytała z nadzieją na pozytywną odpowiedź.
– Nie do końca…- Daniel strzelił kośćmi palców przebierając dłońmi – biedaczka nie wchodzi prawie w ogóle na górę, trzeba by zamontować wózek i znaleźć jakąś pomoc sprzątającą…
– Mówisz o tym jaka to ze mnie nieboraczka? – wtrącił się głos Marin niosącej dwie szklanki mleka i o dziwo szklankę wody na tacy – Ten cały bałagan to sprawka Klemensa i Kleopatry i ich małych i o właśnie! – postawiła tacę i uniosła wskazujący palec – Jeszcze ich nie nazwałam. Może byście mi pomogli? Chciałabym, żeby to były imienia nadane z przypływem chwili, żeby miały jakieś znaczenie, niosły wspomnienie… – spojrzała ślepo w ścianę za plecami gości. Jej monolog wydał się Klaudii chaotyczny i pozbawiony sensu.
– Załatwię kogoś do pomocy, daj mi kilka dni – wrócił do tematu Daniel.
– Żartujesz? Ten cały bałagan, – zaczęła tłumaczyć siadając na niewielkim taborecie na przeciwko – jak to nazywasz, to nie jest rzeczywisty bałagan. Mój wystrój zmienia się średnio co miesiąc, aby moi towarzysze się nie znudzili i nie chcieli nawiać – mrugnęła do Daniela.
– Kto tak robi? – pokręcił głową.
– Ja – powiedziała twardo – No dobra – wyprostowała się i włożyła złożone dłonie między kolana – przejdźmy może do sedna. Koty i tak wolę nazywać sama – uśmiechnęła się krzywo.
Marin i Daniel przenieśli równocześnie wzrok na Klaudię. Wzrok zainteresowania oraz współczucia. Zbiło ją to z tropu. Poczuła jak na policzkach wyskakuje jej rumieniec.
– Może ja zacznę – Daniel odezwał się, kładąc delikatnie dłoń na kolanie dziewczyny. Poczuła gorąc, który popłynął jej wprost do serca. Mięśnie nóg rozluźniły się, a stres zawrócił w głowie i spłynął do stóp opuszczając jej ciało – Klaudia to córka naszego Tomasza – naszego? Pomyślała zdezorientowana. – Wiesz jak on ciężko pracuje i jak nie lubi dzielić się swoimi odkryciami i właśnie dziś zniknął… Klaudia została sama, rozumiesz?
– Rozumiem Danielu co do mnie mówisz – uśmiechnęła się dwuznacznie. Klaudia miała wrażenie, że rozmawiają o czymś jeszcze, albo o czymś innym po prostu.
– Chodzi o to, – wtrąciła się – wszystko było dobrze, a dzisiaj rano mówił o telefonie od Daniela, którego nie dostał i że stoi w sprawie. Jak wróciłam z miasta miał jakiś… atak… nie odzywał się tylko gruchnął na podłogę i leżał dłuższą chwilę. Jakoś doszedł do siebie, ale w nocy…
– Naprawdę nie musisz mi tego wszystkiego tłumaczyć – uśmiechała się lekko drwiąco. Klaudia zmarszczyła brwi i odsunęła się powoli w tył. Poruszyła kolanem aby Daniel zabrał dłoń. Chłopak spojrzał na nią próbując wyczuć jej emocje.
– Nie zrozum mnie źle, – nachyliła się Marin – kiedyś z pewnością zrozumiesz, mam głęboką nadzieję. Mówił ci już Daniel kim jestem prawda? – Klaudia skinęła krótko głową utrzymując nadal zbiegnięte brwi i ściśniętą szczękę – Był u mnie twój ojciec, potwierdzam. Było to dziś. Jesteście bardzo do siebie podobni… nie tylko z wyglądu – uśmiechnęła się szerzej do Daniela, który ponownie zaczesywał grzywę w tył opierając łokieć o kolano – Podobne umysły, niczym jedność. Podobnie zawsze myśleliście, podobnymi czynnikami kierujecie się w sprawie i w życiu. Macie delikatne dusze, artystyczne i kreatywne. Zgodzisz się ze mną? – szukała w oczach dziewczyny aprobaty. Ta patrzyła na nią spod mocno zmarszczonego czoła. Nie dała odpowiedzi – Wiele osób uważa rzeczy niecodzienne za nienormalne, podejrzane, nie do przyjęcia. Czasami mają rację, ale nasz przypadek, naszego miasta – pokazała na siebie i gości.
– Waszego – rzuciła nagle Klaudia. Marin zatrzymała na niej wzrok, a jej uśmiech zszedł lekko w dół.
– Każde miejsce to miejsce Boże, nie segregujmy tak błahych wyborów… to również twoje miasto, nigdy nie wiesz, gdzie przypisany jest lub będzie twój dom – jej oczy rozpromieniły się, a uśmiech uspokoił. – Wracając, nasze miasto jest skażone, ale możemy to przezwyciężyć. Trzeba odpowiednich ludzi i wielkiej siły, aby oczyścić Sine Peccato z klątwy. Nie używam tego określenia bez przyczyny. Klątwa ma różne postacie, dla mnie jest to klątwa, ale pochodząca od ludzi. Ludzie muszą bać się ludzi, być przygotowani na wszystko i w każdej sytuacji…
– Marin – przeszył ją wzrokiem Daniel. Staruszka zorientowała się, że jej głos zmienił barwę, a pozycja ciała mocno pochyliła do przodu.
– Trochę się zapędzam jak zwykle – odetchnęła. – Twój tata został tak naprawdę zaproszony, aby zająć się sprawą, ponieważ policja jest policją, nie często współpracują z ludźmi, słuchają ich, a człowiek, który jest dziennikarzem, niesie wieści dla ludu, jest z nimi równy i chce dla nich uczciwości i sprawiedliwego traktowania, ale dzisiaj zwątpiłam w jego moc. Nie jestem już pewna, czy może nam pomóc. Jego… i twój umysł są skażone. To miejsce, miasto nie wpływa na niego najlepiej.
– Gdzie on jest? – Klaudia zadała stanowczo pytanie.
– Uważasz, że jestem odpowiedzialna za jego zniknięcie… zajrzyj w siebie, usłysz siebie – Marin nie traciła spokojnego brzmienia. Klaudia pokręciła głową i spojrzała na Daniela.
– Wiedziałeś, że tak to będzie wyglądać? Po co mnie tutaj przywiozłeś, nie z takim problemem tutaj przyszłam – mówiła coraz silniej, jednocześnie tracąc grunt pod nogami. Spostrzegła, że Marin wyciąga w jej kierunku dłoń i natychmiast zerwała się na równe nogi. Znów poczuła nieprzyjemny zawrót głowy – Chcę natychmiast wiedzieć gdzie jest mój ojciec!
– Mówiłem ci żebyś niczego źle nie odebrała. – Daniel próbował ją uspokoić.
– Najgorsze jest to, że ty nie chcesz pomocy. Nie chcesz zrozumieć, że potrzebujesz naszej pomocy, aby cię ukierunkować – ciągnęła Marin.
– Co to ma być!? – dziewczyna poczuła jak zalewa ją gorąc złości i żalu. Chciało jej się płakać, iż znalazła się w tak beznadziejnej sytuacji. Kilka ostrzegawczych słów od Daniela w drodze do staruszki nie przygotowały jej na to, co właśnie przeżywała. Pragnęła się zbudzić, pragnęła wierzyć, że to sen, ale nie mogła odgonić świadomości. Była na jawie, czuła to zbyt doskonale. Słowa Marin nie miały dla niej większego sensu, a milczący Daniel wydał się być manipulantem i zwykłym imbecylem. Na chwilę jakby zawiesiła się. Jej myśli skupiły się wokół smutku i bólu. Słyszała jak szepczą w jej głowie, że to najgorsze wakacje z możliwych, najgorszy czas jaki przyszło jej przeżywać. Niczego nie naprawił. Jakby schował się gdzieś za którymś z mebli i śmiał się po cichu. Zdradzona, tak się czuła. Z jakiej racji ją tak zostawił? Jest przecież dorosły, jest przecież ojcem. Nie umiała znaleźć wytłumaczenia. Przestała po prostu szukać. Po chwili ocknęła się ze snu myśli i poczuła jak ciężka ręka staruszki spoczywa na jej czole. To nie był zwykły dotyk. Miała wrażenie, że jej koścista dłoń przebiła płat czołowy i łaskocze ją po mózgu. Przestawia myśli, momentami szarpie, a za chwilę uspokaja się i łagodzi ból. Nie była w stanie określić jak długi czas to trwało, ale miała dość. Wszystkimi siłami jakie miała oderwała się od kobiety odpychając ją zbyt mocno. Kobieta odskoczyła w tył złapana w odpowiednim momencie przez Daniela i podtrzymana, aby nie uderzyła głową o kant stołu.
Klaudia stanęła przerażona i zmęczona niczym po wielkiej szarpaninie. Chwyciła się szybko za głowę czując pulsujący ból, który uderzał raz po razie z różnoraką siłą. Momentami prawie powalał na kolana. Daniel z Marin na w pół klęcząc wpatrywali się w nią. Marin szeroko otwartymi oczami, pełnymi strachu i wyczerpania. Daniel trochę wrogo i zdecydowanie znajomo.
Nie umiała podjąć innej decyzji. Wyskoczyła do przodu zgarniając torbę z kanapy i zwróciła się ku drzwiom. Coś na krótko ją zatrzymało. Ułamek sekundy. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Nad kominkiem wisiało stare, podrapane lustro w postarzałej złotej ramie. Kątem oka spostrzegła swoje odbicie. Ale nie swoje. Jego. Stanęła tyłem do powalonych na ziemię