Chwilowo nie grają koszmaru
Chwilowo nie grają koszmaru
Taki dramacik z sino-piaskowym filtrem
Na ogół stwardniałe spojrzenia
W dół wygięte uśmiechy
Bez palca na broni w kieszeni
Ale z palcem: „nie podchodź!”
Im bliżej chodnika tym cieplej
Im cieplej, tym bardziej bezradnie
Włosy zrobione, nogi opalone
Przebitka na te ogolone tępo
Na nogi bose w siniakach
Ale nie! To nie! To tylko moje widziadło
Póki co grają banalnie
Choć kurz trochę zgrzyta w zębach
Kot jak gołąb, gołąb jak co dzień
Światło bez walki wygrywa
Ale cień jakiś twardy, piwniczny
Jak zagrają gong, na akt drugi
Nie wiem, co komu wywróży!?
Nie interesuje mnie
Nie interesuje mnie
jak przyjemnie
cierpią ci co uciekli
Teatr cieni
dla ludzi-cieni
Komedia
bez jednego uśmiechu
No i zamieszałeś
kręcąc w prawo
czarnymi ptakami
Jakbyś mieszał herbatę
wzbijając tuman
chłodnych wyobrażeń
Bar Tęcza zmienił nazwę
na kolorowy!
To jeszcze nie koniec świata
Kapliczka z odwróconym pięknem
Kapliczka z odwróconym pięknem
Polne kwiaty u stóp w hołdzie
zardzewiałym ramionom
W popękanej farbie
przemijalny cud natury
W pokłonie
nieprzemijalnemu cudowi
idei strachu
Przeczucia
Przeczucia mnie zawodzą
Zawodzą, jak pies na pustkowiu
W świetle połówki księżyca
Pod flotyllą chmurnych żagli
Nadętych jak pirackie statki
W mroku, dla ślepych
We mgle światła, dla zdumionych