Nauka poligrafii, mętlik w głowie, opary farby, opis kolażu i przebita dętka
W miejscu zgięcia środkowego palca, kiedy przestajesz
wypowiadać słowa z zależną prędkością,
wyrastają najróżniejsze kształty aut, gęb.
Układasz je na półkach pomiędzy modernizmem
a przepisami z azjatyckiej kuchni.
I nagle drgnęła winda w głębinach zatopionej łodzi,
pomiędzy światem a zaświatem.
Wciąż jesteśmy na wyspie,
z krzesłami Thoneta, z fregatami powieści historycznych.
Jesteś bardzo czujny, wsłuchujesz się w tętno krwi,
Wyobrażasz sobie inne życie, a kiedy codzienny chlupot
przypomina nocne chodzenie po skręconych ścieżkach marihuany,
mówisz: nie drap się, przykryj, śpij.
Aż szlag mnie trafia od rzutu wysypki.
Umacnia związek z realnością. Fizyczne dmuchanie
w maszyny drukarskie, pociągnie za sznurki.
Smak białej czekolady z drobinkami liofilizowanych truskawek
O utracie, uldze, dniach wypełnionych tajemnicami
i smakiem czarnego sezamu.
Sashiko markuję w akwareli, jak leci.
Na jasnym bawełnianym tle. W zakamarkach letnich nocy.
Zamieszkuję w oddali, żyję ze swoją klęską, po cichu, ograniczając cukier,
białą mąkę, najróżniejszych głupków.
A ty?
Opowiadasz o rozwielitkach, nitkach falujących tuż nad wodą,
przenikającej zieleni, która wyradza pleśń, nalot przybywający z oceanu,
ubywający grunt odbierany przez fale, pojawiające się znikąd kamienie.
Dzikie plaże, do których nie wiedzie ścieżka, żaden ścieg.
Przechodzimy cykle, mijamy się w kolekcjach, pomiędzy literami.
I mówisz, że wszystko wyśniłeś, zachodnie wybrzeże,
smak wędzonych ryb, festiwal ostryg ukryty za papierowymi maskami.