XX
„All”, wieszczu!

Zaczynając układać kolejny wiersz, czuję,
że źródło wieszczych ballad zostanie mi wkrótce
objawione! Tymczasem trwa dzionek bez nazwy,
nieskładający się już z pór. Jezusa rany

ukażą się, zdrajcy, w nowym wydaniu nieba
nocnego (nie wiem, czy wszystkie). Choć czasu nie mam,
opiszę lub zagmatwam każdą oczywistość.
Ponieważ sąsiedzi coraz rzadziej mnie widzą,

niebawem wkroczy tu komornik w psów asyście
i zajmie mebelki oraz elektronikę!
Nie odprowadziłem znów moczu jak podatku,

więc zablokowano mi możliwość przelewów
realizacji, zwiedzania miast. Utrzymaniu,
na którym was mam, przeczy obłęd, sen i, wieszczu,

enty atak duszności. „Coś jeszcze? Coś jeszcze?” –
Owszem. Niech nigdy nie kończy się upojenie!

Antyśredniówkowiec


XXI
Co się stało, Polaku?

Słońce uczy gwiazdy chodzić, lecz gdy przychodzi
noc i jest ich kolej, nie ruszają się, jakby
miały złamane promienie. Też byłem tchórzem:
każde spojrzenie w bezchmurny firmament (w nocy

i w dzień) było niczym wdepnięcie w gówno. Chciałbym,
ażeby matka – która z łóżka wstaje z trudem –
kiwała się w przód i w tył podczas tej czynności.
Pewien amerykański wieszcz, wciąż tłumaczony

na Wasz język i ceniony tylko przeze mnie,
nikogo nie będzie naśladował. Trwa znów mecz
reprezentacji: trybuny są pełne, ludzie

żrą coś przed srebrnym ekranem na całym świecie!
Tworzę sonet. Nikt o tym nie wie. Nadto – wkrótce
umrę dzielnie, z głodu. Uczniów zrozumie belfer.


XXII
Orgia bezcielesna

Trumnę będą do grobu spuszczać, aby w lica
pań i panów jęła sperma i ślina tryskać!
Maryja, co jest czysta, już wstąpiła w owoc
(w owoc prawdziwy, a nie w owoc mojej pracy),

Bóg zaś od jakiegoś czasu hoduje sady
z pestki, którą jest mydło. Ech! Nic nie wyrosło,
nie dojrzało we mnie. Wszystko, czym ciało mydlę,
kurczy się, pianą brudząc morza i pyski psie.

Na ulicy minęły się dwa samochody.
Kiedy się od siebie powoli oddalały
niczym skrzydła bramy, zostałem wyrzucony

z siebie przez śmierć. Znam wasze cele, lecz tarany
palców nie są już kierowane w moją stronę.
Nim zemrę, ujrzycie mój szkielet. Nie w obozie.


XXIII
Stan gry

Podniecany przez panie, co mają fallusy
zamiast wagin, piję każdą ciecz, byle chłodna.
Jestem rad, że z firmy, która ma zbankrutować,
nie chcą mnie zwolnić. (Pnę się do objęcia funkcji

szefa). Dla zła ogniska są formą lodówki,
cierpienie posiada bowiem termin ważności!
Graczy komputerowych oraz konsolowych,
których zapisanie stanu gry często kusi,

zapewniam, że choć jest sens w twórczym bałaganie,
w przyszłym wcieleniu wznowię myślenie dojrzałe.
Gdybym teraz, gdy mam już blisko 40 lat,

zobaczył znów kolorowankę, pewnie bym zbladł
i pomyślał o nocy, by w oczach Maryi
pozostać istotą w czarno-białe motywy.


XXIV
Zakupy w Lidlu II

Nie sądzę, bym po śmierci dalej był Polakiem.
Przechodząc przez drzwi, co otwierają się same,
myślę: „Życie to jedynie stanie w kolejce!
Pomniki osób chcą i kupują najwięcej.

Wiem, że przychodzimy TU z niczym i wracamy
TAM bez niczego, mimo to byłoby głupio,
gdybym – oglądając bogactwo świata – zrzędził
tylko na ceny. Ramiona krzyży jak taśmy

przy kasach! Czy gałęzie drzew wciąż jeszcze służą
do oddzielania produktów? Wszystkim się spieszy,
lecz zgodnie mnie przepuszczą. Mam ze sobą, Krzysztof,

jedną rzecz – siebie”. Choć nie chcę znać cudzych imion,
ubywa znów czerwonego miąższu arbuza…
Kto dojrzał, ten wyręcza rodzinę w zakupach!


XXV
Odezwa do zdrajców

Deszcz – ciekły, przezroczysty proszek!
Deszcz – popiół pozostały ze zwłok,
których nie trzeba było palić!
Po co wam, ludzie, parasole?

Kiedy widzę chmury, wiem, z czego
Bóg pogrzebowe karawany
robi. Na swych składanych palcach
rozpinam śmierć, jak jedną z tkanin!

A jedząc świeży chleb, układam
z jego skibek bruk w zaświatach. Tam
to, po czym się stąpa i na co

spada, musi być miękkie. Łaknąc,
baczcie, by pieczywo czerstwiało.
Zajmuję się kolaboracją.


XXVI
Werdykt jury

Zasypiam z nadzieją, że już się nie obudzę.
Patrzenie w ciemność jest jak wzgardliwe spojrzenie.
W rogu pokoju, na ścianie – jasności strzępek!
Kto żegna się ze światem, ten brata się z tchórzem.

W pamięć wryła mi się miseczka pełna śliwek.
Teraz na jej dnie są pestki i woda lub sok.
Nie rozróżniasz smaków, toteż tę ciecz wypijesz,
wstawszy z łóżka i przeżegnawszy się w noc późną.

Jeśli miss zaświatów nie zostanie Maryja
(i w ogóle nie będzie żadnej zwyciężczyni),
na wpół plebejska, na wpół arystokratyczna

modlitwa przed oknami pozasłanianymi
zastąpi widoki na szaleństwo malarza…
Przede wszystkim nie chciałbym znów przespać śniadania!

Krzysztof Bencal – Biała flaga (vol. 3)
QR code: Krzysztof Bencal – Biała flaga (vol. 3)