Na własną odpowiedzialność

Kontakt ze mną jest
jak sprawdzanie wycieku gazu zapalniczką,
jedna czwarta szczęścia,
trzy czwarte łez.

Najpierw miłość, potem schody.

Z anatemą w życiorysie
lubię przypadkowe znajomości,

które włażą prześwitem między
progiem a drzwiami.
Ich niepowetowane frazesy,
bez różnicy czy są wyssane, czy wsysane,
smażę na wolnym ogniu.

Odsączam chciejstwo od musu,
bo po co mówić, skoro
oni preferują dziczyznę.


W oczekiwaniu

Radar dopplerowski skradł mi osobowość.
Nie cierpię z tego powodu, odczuwam
tylko ból i nie podaję wielu powodów,
by znaleźć odpowiedni.

Zacznę od wczoraj czerpać dotacje
z patologii rzeczy, bo rzeczy wszystko jedno
że płuca przeciekają.


Bez związku z poniższym

Są takie chwile, że słowo wyrzucone z okna
staje się ciałem i brodzi.

Grymas, który go wykrzywia,
nie bez przyczyny zostawia ślad –
ja tu byłem – wskazując miejsce dla publiki.

Niezauważany, gdy nie dotyczy innych,
mniema: na końcu tunelu zawsze jest światło
nadjeżdżającego pociągu.

Kiedy się zbliża za blisko,
łapczywie wykrada siły ponad miarę,
i tarmosi, i wlecze, i depcze,
byleby zaznaczyć teren.

To tak jakbym żyła w kimś
kogo nigdy nie miałam na końcu języka.


Nie ważne ile, ważne że w ogóle

Nie ważne, że krzyczy mówiąc o ciszy,
że hormonalnie nieaktywna
czeka na wiatr i rozbija atomy deszczu na kawałki.

Po prawicy ma rytm zatokowy,
po lewicy słoneczną noc,
reszta to procent kobiety, którą była.

Chcąc naprostować zgięty kręgosłup,
ręką dotknąć wiersza,
który przyleciał pociągiem,
została zaakceptowana,
przygarnięta pod skrzydła.
Poczuła, że ktoś ją lubi,
choć już dawno jest po terminie ważności.

Gdy chowa się w jaskini,
zostawia ślad w półsłówkach
i wywiesza kartkę: do odwołania jestem
poza granicą tytułu.

Katarzyna Dominik – Cztery wiersze
QR code: Katarzyna Dominik – Cztery wiersze