I oto stały we dwie : pani tej sytuacji i muza tego miejsca. Na placu – pojemniku pełnym takich samych uprzednich stań. W modlitwie do prywatnego sensu (= seansu) życia. Tutaj w naszej współczesnej próżni, współczesnej nijakości.

Prosimy, trwaj oszukaństwo.

W mieście.

Skostniała marchewa, warzywa z patelni,

Tymczasem luknijmy co tam na dzielni.

Czy to już Warszawa czy jeszcze Katowice. Obchodzę Pałac Kultury i Nauki po raz siódmy, odnoszę wrażenie, że każda z osób siedzących nieruchomo na ławce siedzi aż tak nieruchomo na ławce ze względu na gęstą psychopatyczną atmosferę jaką wytwarzam stukotem obcasa. Hopsasa. Od sasa do lasa. Nie wiem czy to jeszcze Warszawa czy już Wiedeń. Szeroka ulica, niewyczuwalny krawężnik, chodnik lekko spływający w jezdnię, pasy, pasy, białe, białe, a kostka brukowa w odcieniach szarości. To tutaj są najlepsze naleśniki (potwierdzone info), na drzwiach widnieje certyfikat wystawiony przez najwybredniejszych spośród smakoszy. Czy to Kraków czy już Kielce. Miechów?!

Miechów jako sylweta. Zawisu w połowie trasy. Momentu granicznego na zasadzie (najprościej będzie jeśli zobrazuję pomysł przy pomocy inscenizacji) : otóż jedziesz z misją na trasie Kraków – Kielce, na wysokości Miechowa reflektujesz się i już w pełni akceptujesz swoją kuriozalność. Myślisz : o nie jak mogłem być aż takim naiwniakiem głuptasem, przecież ona mnie nie lubi. Dojeżdżasz do Kielc i kierujesz się prosto do kas biletowych na tamtejszym dworcu PKP, kupujesz bilet powrotny. Wsiadasz do pociągu z napisem Kraków, albo jakimś innym, w każdym razie o tej destynacji. Ruszasz. Na wysokości Miechowa reflektujesz się, że ją kochasz i że zupełnie niczego nie stracisz jeśli przyjedziesz i jej to powiesz, jedynie przekonasz się że ona ciebie nie. Dojeżdżasz do Krakowa, kierujesz się prosto do kas. Kupujesz bilet do Kielc. I tak w kółko. Kurwa, Miechów. Jego bijące w oczy reflektory, syczące fuzje.

Wymyśliłam to, a potem ktoś mi to opowiedział.

Takie historie dzieją się w wielu miejscach i wielu łóżkach, nie przywiązujmy się do imion.

Zawsze jest jednak jakieś inne miasto. To Wiedeń czy już Berlin (chłodno apeluję o jedno wielkie miasto wszędzie) (uprzejmie proszę o jeden wielki sport dla wszystkich).

Reporter Ryszard z niebieską gąbka na mikrofonie : Czy podróżując zżera (nadgryza) cię tęsknota?

Menuet : Absolutnie nie. Z największą radością i przyjemniactwem oddaje się nieznanym uliczkom, centrom, dworcom, alejkom, kobietom, mężczyznom, alkoholom, narkotykom. Omawiam temat szeroko, ponieważ nigdy do końca nie można być pewnym, czy przypadkiem nie odbywa się wycieczki. Ostatnia moja podróż miała miejsce na ławce, gdy patrzyłem w załamanie (w sam jego środeczek) ogrodzenia. Załamało się jak planowane wcięcie. Elegancki obrazek dysfunkcji do cna.  Tęsknoty, utęsknienia… Nie takie, że *tak jasne* miłuję was i wasze zmiany w pełni akceptuję to iż już “nigdy nie będzie tak samo”. Tylko stanie pod nieustannym parasolem a deszcz spływa strugą, lub wcale. Nakurwiańsko palcem w nogę, piętą w podłogę, rozrywanie płatów mięsa. Dyskomfort nie trwania. Tak (no jak?) rozgoryczenie lecisz. Bo nie ma miejsca. Czy to Wadowice czy już Częstochowa. Rzeźbisz w tym. Tym się stajesz :

Chłopcem mającym w sobie gracje tancerza z ogniem. Podrzucasz płonące pochodnie. Wykonujesz kolejne ruchy w śmiertelnym skupieniu. W okół : falują granice podniety i ryzyka.

Rave pląsem w pustym przedziale pędzącego pociągu. Obraz za szybą jest rozdeptaną breją. Jeśli dodatkowo pokręcisz się w kółko jesteś w stanie pozyskać stan idealnego zaniku przestrzeni.

Drobinki rozpadają się i scalają tworząc przepyszne budowle, jedynym niepokojącym aspektem są partery, ich swawolna agresja od zawsze mnie odstręcza. Partery pełne sklepów. Sklepów ciągnących się jak cukierek „krówka”, wchodzących w zęby, wyciekających z ust jak nieprzełknięta w zapomnieniu ślina.

staję (się)

Dylematy :

  1. jeść coś czy dziś już nic
  2. czy jeśli mam słuchawki na uszach to oddycham
  3. czy przyjebanie to rodzaj akcentu
  4. stop gdzie np jestem
  5. 2326 dupa?
  6. jeden dzielny tokarz drugi spawacz zuch, kogo wybierasz (wybór = rezygnacja)

Za to zatrzymanie?

Kurwa napierdalaj halo słyszysz bucie nie ma chwili na odpoczynek. No chodzi po prostu o to że mnie tu ani na momencik nie było. Naga stopa. Siema jestem ruchem i to że tu siedzę stanowi wyraźne potwierdzenie tej () (?) () (?) własności. I tak, jestem o was. O małżeństwie cebula, oni mają taki nawyk, rytuał, celebrację,  że kroją wspólnie cebulę i ronią łezki. O Paulinie, która lubi cynamon. O Zosze, pamiętam jej wszystkie fazki. O Niej, w kapciuszkach hipopotamach. O Niej rozczochranej. O Niej z nogą odgniecioną pościelą. O nim, tym który kogoś przypomina. O Tomku jak dzwonił i pytał o lodówkę (czy jest na chodzie) (yas). O nim z którym zbieraliśmy grzyby. Czasem się łapiemy. I jeszcze jest ona, z którą pływam.

Startowałam nawet w zawodach pływackich w kategorii styl dowolny. Wybrałam żabkę, oczywiście. Żabka jest jak relaksacja. Żabka powolne rozprężenie. Żabka zapach jeziora. Żabką płynęłam ja i jeszcze jedna laska. Zaskakująco synchronicznie sunęłyśmy. W pewnym momencie gdy nasze głowy znalazły się nad powierzchnią wody ona powiedziała wprost w moje ucho : o kurwa no popatrz one nakurwiają kraulem a my czilunek żabką i zaraz je dogonimy, w ogóle to jest mi przekurwiście zimno.

Używając słowa “kurwa” w trzech odsłonach za jednym zamachem zyskała mój szacunek i podziw.

Mówię o tym, bo żabka to było moje pierwsze wypowiedziane w życiu słowo. Dość długo nie wydawałam z siebie dźwięków. Nie za bardzo mnie to brało. Jakoś nie miałam nastroju, a może mój mózg zatrzymał się w jakiejś upośledzonej niewysłowionej fazie rozwoju na zbyt długo. I któregoś wieczoru moja mama jak zwykle przyszła do mnie leżącej w łóżeczku (takim maluteńkim z barierką, “dziecięcą” pościelą we wzory i kolory jak z wilka i zająca) żeby dać mi buzi na dobranoc. Podeszła, dała, już miała wychodzić, ale zwróciła się do mnie raz jeszcze i powiedziała

– Zocha, powiedz żabka.

– Żabka. – odpowiedziałam

Pamiętam jej twarz radośnie zdziwioną. I szlafrok frote w kolorze żółtym.

Zofia Skrzypulec – nw
QR code: Zofia Skrzypulec – nw