Człowiek jako szczątki mineralne

Jak pisze się elegia? Miałam, straciłam?
Byłam, nie jestem? Ból jest bólem i trzeba go znieść,
naucza cudzy Budda, ale mój mały Budda i ja
umiemy płakać, tylko płakać, wpatrując się w odległe światła,
pragnąc ich blasku, nie mogąc ich dosięgnąć.
Czy nie dlatego tylko ich pragniemy?

Można tak głęboko schować się w sobie,
że już nie wyciągną, tak pisze się rozpacz.
Ta chwila, to wołanie. Nie jesteś swoim ciałem,
naucza cudzy Budda, którego trzeba poćwiartować i zjeść,
a potem, to wiemy mój mały Budda i ja, przychodzi dzień,
że ocean zamienia się w sól i że ta sól śpiewa, i to jest elegia.


A teraz wam opowiem

Pęknięta, zapytała, jak serca są pęknięte,
jak tamy są pęknięte, gdy otwiera się rzeka jak rana kobiety,
kiedy wybucha w niej słońce i wszystko co chwilowe?

Są trzy grzechy główne: wiara, nadzieja i miłość, zawsze miłość.

Już tylko tego pragnęła, żywiołu, który tworzy i niweczy,
fali, co zmiecie ją z powierzchni ziemi,
siły, która niszczy czas.


Zakryto zegary i lustra

dla Rafała Gawina

Żyliśmy w ogrodzie
zasłuchani w ruch skrzydeł i planet,
i czuliśmy ich groźny szum, nie podejrzewając,
że pieśń krwi, ciężar ciała, że wszystko to jest kłamstwem.
Pośród błękitników, pośród wilków i saren,
pośród ognia, co spalał na proch oceany, wyspy, tropikalne lasy,
czekaliśmy na słowa, jakbyśmy czekali na płacz albo rozstrzelanie.

Tak wygląda wygnanie z raju:
wszyscy stoimy nad tą samą przepaścią.
I wypiję swój kielich, i zakopię topór, to ostatnia prosta,
powiedziałeś. Jest czas siewu i zbioru,
czas scalania i czas rozpadu. Kogoś zabrakło,
kogoś zabrakło. Świat się kręci, urodził się twój syn,
odwieczne żywioły życia i śmierci pozostają w równowadze.


Przez szum, przez pieśń, przez wydech i wdech

Bo to wszystko w śmierci się dzieje.
W niej kwiaty kwitną, oddychają zwierzęta.
A my odprawiamy rytuały życia.
Karol Maliszewski

Co można poradzić, kiedy serce chce tego,
czego chce serce? Co było miękkie i ciepłe, umarło,
został kamień, tylko kamień. Nie ma lepszej definicji rozpaczy:
to wielkie nic. Mam je w moich ustach, mam je we krwi,
karmię się nicością, nią oddycham i rzygam.

Nie ma go z nami, choć tak bardzo go kochamy,
to nie ma go z nami. Tylko pamiętaj: za tysiąc lat to minie,
to minie za tysiąc lat, a na razie. Jesteś ze mną w każdej chwili,
we wszystkim co myślę, widzę, czego dotykam,
nawet w milczeniu albo w bezładnym spadaniu.

Izabela Kawczyńska – Cztery wiersze
QR code: Izabela Kawczyńska – Cztery wiersze