Piana złudzeń
Lepiej być inżynierem niż poetą, policjantem zamiast
tancerzem baletu, wykonującym assemblé wobec chromego
ZUS-u. Kimś stałym? Jeżeli chcesz się zabezpieczyć
na przyszłość, uciekaj stąd jak najdalej, ale nie w stronę
ujmujących zachodów słońca, lecz tam, gdzie z ruchomych
piasków wystaje kevlar bądź chrom. Świat zmienia się
na gorsze (chciałem powiedzieć: rozmienia się na grosze).
Ten brzęk na chwilę przerywa cisza wyborcza (wigilia
tryumfalnego ryku). Bo widzisz, dach cywilizacyjnego
rozwoju jest jak zwój znad Morza Martwego, dosyć kruchy,
zwłaszcza, że u jego głównej krokwi wiszą barbarzyńcy,
susząc własne przebranie. Lepiej już było, ale kiedy
dokładnie? Bądź łaskaw, coś obiecać, a przynajmniej
objaśnić, gdy wszelki postęp wydaje się być obrotem śruby,
wymuszającym ruch do góry. Jako inżynier, powinieneś
łatwo wybrnąć ze wszystkich zarzutów nieczystości.
A ja się będę upierał, iż jestem spokojny, tylko przeżywam
podwójnie: niegdyś śrubą Archimedesa nawadniano kanały
i osuszano depresje. Dziś, ze względu na nieczułość
na zanieczyszczenia, coraz częściej wykorzystuje się ją
do podnoszenia ścieków w naturalnym środowisku człowieka.
Jak więc widzisz, zawsze mieliśmy wybór, w wyniku którego
na wierzch wypływała piana demokracji. Jej zużyte ciecze,
roztwory, koloidy lub zawiesiny, a także odpadowe ciała stałe.
Drugie stworzenie świata
Możliwość duchowego oświecenia? Czy jest ona wyłącznie
skutkiem działania prochów lub proszku, gdy Gandalf Szary
zmienia się w Białego? Kręte są także i inne drogi do bogactwa;
bycie sklepikarzem w mieście bezrobocia, błąkającym się
mahatmą na ruchomych schodach galerii handlowej.
Czemuś ich opuścił, Panie, nie zapłakawszy nad tym morzem
ruin, po którym dryfują złomiarze-galernicy? Teraz miliony
na ich podobieństwo daremnie czekają na podniesienie,
gdy od ćwierćwiecza trwają wokół mistrzostwa w podnoszeniu
ciężarów, a sól ziemi czarnej rozpuściła się w oceanariach,
gdzie pływają ryby. Z ich szczątków dla właścicieli zamorskich
kont szykuje się sushi. W państwie, którego obywateli zalewa krew,
transsubstancjacja zmieniła się w spisany krwią kontrakt,
skąd szybko wyblakła bez śladu. Pamięć o tym strzelistym akcie
ugrzęzła w wodorostach i mule, zarosła mową-trawą. Widać jedynie
dawnych odźwiernych, jak szeroko otwierają okno dialogowe
dla jednych, lekko tylko odmykając bulaj dla drugich, trzecich
i piątych. Ktoś musiał to przewidzieć, gdy na zawsze zaślepiał
wszystkie dziury doczesnego bytu, aby nie istniały widoki na daleką
i szczęśliwą przyszłość, kiedy żadna nie posiada na tyle długiego
dystansu, na którym pierwszy z brzegu maratończyk mógłby kilka
razy umrzeć i kilka razy zmartwychwstać. Wszystko, co z niej wynika
lub co się na niej kończy, jest wyłącznie naturą, niespodziewanym
pęcherzem na gładkiej politurze biegnącego na oślep życia.
W przyjściu na świat nie są jej potrzebne wymyślne oratoria,
a wyłącznie czas, którym żywią się naturalne siły, z równą łatwością
zderzając ze sobą tektoniczne płyty, jak i strącając dojrzałe jabłko
z przeciążonej gałęzi. Przypomnij sobie, co cię najbardziej kręciło
podczas dopustów? Czyż nie była to odarta z krasomówstwa siła
odśrodkowa? Jakby sam Wszechmogący mieszał bolącym
od zastrzału palcem w stworzonym przez siebie chaosie.
Gięte krzesła
To miejsce jest już zajęte. Świat się kończy jak wolne
krzesła. Każdy byt, wystrugany pod ekonomiczną opresją
pod wymiar naszych czasów, ustawia siedziska koliście
oparciami do siebie. I na nic przymiarki, ucisk jest jak
gorset, w którym niemal wszyscy usiłują się przecisnąć przez
igielne ucho. Zabawmy się tym ustrojem, wysysającym
z człowieka ustrojowe płyny. Zaprośmy do gry osobę
o jedną więcej niż jest wokół ustawionych stołków.
Ostatni bliźni, który nie zdąży zająć miejsca, odpada
i zabiera ze sobą krzesełko. Żadna strata ani korzyść,
skoro sami od dawna jesteśmy jak ono. Zydel, taboret,
podnóżek, siedzenie, praktykabl, siodełko, siodło. Nie ma
takiego określenia, jakim by nie można było nas przezwać.
Przedmiotu, w którego słojach byłoby równie mało życia,
a przy tak wygiętej konstrukcji – aż tak duży udźwig.
Git-świat
Abderyta jest jak śrubka w hałaśliwej maszynerii na pełnej
parze. Wokół szumią centrale, jakby mówiły w niezrozumiałej
gwarze. Gdzie jest rym, a gdzie Krym w tej karczmie,
co się „Rzym” nazywa? Jakim imbusem należy śrubować ten raj
głupców, którzy cali zatracił się w tańczeniu polki, żeby podnieść
wskaźniki wytrzymałości zmęczeniowej na skutki wibracji?
Tego rodzaju pytania brzmią niczym grubiański asonans,
przypominając kciuk podsunięty do ssania, rzekomy cycek
bogów przekłuty jak balon lub kondom naciągnięty na wszystkie
członki, skoro dawny hucpiarz i tak niczego już nie czuje przez gumę,
którą dawniej żuł sam, a dziś to ona go przeżuwa. Wiele razy
międlił wszechświat, odrywając dziąsła od Ziemi, wysyłał absmak
w kosmos niby voyagera z fabryczną usterką. Ha! Chociaż Rzym,
gdzie teraz zrywa się bezzębny z wysłanego suchym chlebem
siennika, gdy trąby prowadzących nagonkę obwieszczają larum,
jest metropolią o znaczeniu globalnym, to widziany źrenicami
arcypustki nie jest większy od kropki pod jego lewym okiem.
Monidło
Jeśli także i ja zostałem stworzony na podobieństwo Boga,
musiał być amatorem-plastykiem. Pacykarzem, który
w robotniczo-chłopskim mieście zagłuszał wiatr, krzycząc
na całe gardło, że jest przedstawicielem artystycznej bohemy,
gdy po prawdzie był namalowanym przez siebie monidłem,
przeglądającym się w zbitym lusterku, na którego rewersie
ironia losu umieściła wizerunek konformistycznej śmierci,
zadającej się wyłącznie z żywymi. Traktując mój przypadek
jako oczywiste odstępstwo od reguły, czy zobaczy ona kiedy
zgon trupa? Byłoby dobrze, gdyby znacznie wcześniej ludzki
język minął się ze światem jak znaczenie słów rondo i rodeo
ze sobą; skrzyżowanie dróg w formie koła z kształtem kapelusza.
Ale też i układ stroficzny, wywodzący się ze średniowiecznej
poezji francuskiej z formą muzyczną charakteryzującą się
powracającym refrenem i kupletami. Gdzie jest miejsce
na wyminięcie się z rodeo, sportem powstałym w wyniku
obcowania z bydłem? Paradoksalnie, właśnie tutaj,
jak i w innych bliskich sobie historiach, które są kwintesencją
opowieści o ludzkości, a tam nieprzypadkowo występuje
zarówno lasso, jak i Lassie. To już prawie wszystko: siedem
lat nieszczęścia razy siedem kręgów piekła; i oto doświadczałem
dni w obrazie i w piśmie.
Dozwolony użytek
Wstałem z łóżka. To, jak powiadają, jedyne udane powstania.
A zmartwychwstania, czy te są w pakiecie? Albowiem otworzyłem
oczy, lecz nie wiem ku jakiemu monidłu? Ku jakiemu rodzajowi
przedstawienia świata oglądanego w podczerwieni zmysłów?
Chwiejny, starałem się uchwycić jego opis słowami ujętymi
w cudzysłów. „Pamiętajcie nas, bo my też żyliśmy, kochaliśmy
i śmialiśmy się”. To nieważne, że byliśmy kopią z kopii,
powielaną seryjnie, nad którą nie wisiał już wymóg karalności.